środa, 10 września 2014

Informacja

          Opowiadanie piszę dla siebie i stwierdziłam, że nie będe publikować akurat tego. Jaki jest powód? Dużo poprawek ostatnimi czasy w treści, a nie chce mi się od pierwszego rozdziału poprawiać wszystko na blogu bo dużo z tym roboty. Inne opowiadania będą publikowane normalnie, więc nie musicie się martwić o moją twórczość. Jeśli będziecie chcieli poznać dalsze losy bohaterów to wejdźcie w zakładkę TWÓRCZOŚĆ która przekieruje was na stronie o mojej twórczości. Tam zdobędziecie wszystkie informacje na temat zgłoszenia do wysyłania dalszych rozdziałów. Przepraszam za komplikacje, ale musicie rozumieć, że mam mało czasu na pisanie nowych rozdziałów, a wolałabym udoskonalić wcześniejsze.
           Miłego dnia, moje pijaweczki!

piątek, 5 września 2014

10. Gaja

Cześć. 
U mnie nie najlepiej, więc nie będzie wprowadzenia.
Miłego czytania. 



          Z impetem otworzyła drzwi do sypialni blondynki. Nie zdenerwowała się, nawet nie oderwała głowy od lektury, którą była książka Abigail Gibbs "Kolacja z wampirem". Wampirza córka Kronosa i Gai czytała książkę romans dla młodzieży o wampirach. Płakała. Z jej oczu wylewały się jasnoróżowe, błyszczące drzwi, ale gdy ujrzała w drzwiach Claudię, starła je. Spojrzała na nią zielonymi oczami i uniosła brwi do góry. Nie często brunetka przychodzi od jej sypialni i zakłóca jej spokój. 
- Wiedziałaś, że spalą ludzi z bezpieczeństwa ochrony na Trafalgar Squere?- spytała niepewnie. Bała się, że to właśnie jedno o jej przykrych doświadczeniach, o których wspominał jej Oscar. Uśmiechnęła się kpiąco i przewertowała kartki na sam początek. Który raz czytała tą książkę? 
- Praktycznie sama zapaliłam zapałkę.
          Nie spodziewała się takiej odpowiedzi. Sądziła, że zacznie mówić o sobie i wtedy dowie się jej największego sekretu. Każdy go znał, każdy w zamku, aby nie Claudia. A przecież coraz bliżej jest z Lottie i nie są już wrogami. Bynajmniej tak jej się zdawało. 
- Tam była twoja rodzina. Ot tak ich wystawiłaś?- w jej głosie było słychać niedowierzanie i oskarżenie. Ponownie uśmiechnęła się, ale nie był to szczery uśmiech. Raczej grymas, przepełniony bólem. Zamknęła książkę i ześlizgnęła się  z fioletowej pościeli. 
- Bez mrugnięcia okiem.
          Serce Claudii zabiło mocniej o dwie tony. Myślała, że Lottie ma w sobie coś z człowieka, że jest inna. Że ma serce. Ale wszystko temu przeczy. Jej zachowanie w tym momencie. Wydawała się wrażliwą dziewczyną, nie patrzyła na nią jak na znienawidzonego wampira. Ale nie miała siły zaczynać wszystkiego od pierwszego stopnia, czyli nienawiści i złości. Spojrzała na nią  z żalem i niedowierzaniem.
- Dlaczego?
- Bo to nie była moja rodzina. Nigdy. Gdy dowiedzieli się o moim przeznaczeniu chcieli mnie zabić. Własna matka wcisnęła ojcu nóż do ręki. Nie miałam wyboru, Claudia. Nic nie mogłam zrobić.- schowała książkę do wielkiej biblioteki w kolorze ciemnego różu. Jeszcze nigdy wcześniej nie była w pokoju Lottie, który był identyczny jak pokój typowej nastolatki.
         Fiołkowe ściany i biały sufit, a podłoga wyłożona była białymi panelami, które idealnie współgrały z ścianą. Miała jedno wielkie okno, z wyjściem na dach. Opowiadała jej kiedyś, że tam właśnie najczęściej spędza czas, że to jest jej małe niebo. Jej mały Olimp. Do tego było dużo mniejszych okien z białymi zasłonkami, które nigdy nie były zasłonięte. Mogła wychodzić w dzień na słońce kiedy tylko chciała, to zaleta bycia nieśmiertelnym. Wielkie łóżko w mocno fioletowym kolorze stało na środku pokoju, więc było je widać zaraz po wejściu. Pudroworóżowe biurko z laptopem i płytami, wielka szafa i mniejsze szafki. Pod jednym   z okien stało pianino, a w kącie sztaluga z farbami. Istny raj, jeśli jest się księżniczką i nastolatką w wieku piętnastu lat. Bo tyle ma Lottie. Już na wieki.
       Blondynka usiadła na swoim łóżku, wygładzając skórzaną spódnicę. Ponownie było widać jej blade, szczupłe nogi. Przypomniała sobie, że nigdy nie wiedziała Lottie w spódnice/ sukience dłuższej niż do połowy uda, ale to chyba był jej styl. Miała czym się chwalić, nie jak ona.
- Mój brat chcę mnie zabić.- westchnęła, wspominając swojego przyrodniego brata- Luke. Kiedy ostatni raz się widzieli, próbował ją udusić i zgwałcić, ale nikomu o tym nie powiedziała. Nie tęskniła za nim, nigdy o nim nie myślała. Nie zachowywał się normalnie, jednak to nie jest dziwne w świecie nienormalnych ludzi.
- Witaj w moim świecie.
- Jak to? Twoi bracia cię uwielbiają.- pozwoliła sobie, by siąść na krześle przy jej biurku. Światło księżyca idealnie padało na jej anielską twarz. Lottie uśmiechnęła się lekko i spojrzała na swoje małe dłonie.
- Nigdy nie opowiadałam ci o Marcusie. Jest jednym z upadłych aniołów po tym, jak chciał mnie zabić, ale jego wyrok niedługo się kończy i znajdzie się w zamku, bo ma prawo. Jest synem Zeusa i Hery, więc uważa się za najlepszego. Nie mógł znieść myśli, że jest ktoś silniejszy od niego. Wziął sobie za cel akurat mnie, bo po tym jak mnie odnaleźli byłam bezsilna. Praktycznie umierająca.- spojrzała na Claudię ciemno zielonymi oczami. Różowa powłoka zaczynała pojawiać się w jej dużych oczach, ale starała się nie zwrócić na to uwagi. Lottie... Ona właśnie się jej zwierzała. Poczuła się dumna, że właśnie jej wyjawia swoje sekrety i opowiada o ciężkim życiu. Była z tego powodu szczerze dumna.
- Masz rację, nie słyszałam o nim. Chcesz o nim pogadać?
- Nie mam z nim dobrych wspomnieć. Nie pogodził się chyba do dzisiaj, że jestem od niego silniejsza. Jestem najsilniejszym półbogiem. A on był dopóki ja się nie urodziłam. Tata mówi, że był moim największym wrogiem, dopóki nie stałam się nieśmiertelna. To nie przeszkadzało mu w tym, by gnębić mnie i nakłaniać do robienia wszystkiego ze szkodą. Czasami był bardzo miły i kochany, ale chciwość przemawiała przez niego. Nie wiem co się z nim dzieje, ani czy jeszcze żyję. Nie umiem o nim rozmawiać bo nie miałabym mu nic do powiedzenia, gdybym go zobaczyła.
- Luke próbował mnie zabić, bo byłam oczkiem w głowy taty, a nie on. Jest ode mnie starszy, ale to ja zaszłam tam gdzie on chciał. Niemalże na sam szczyt. Dostawałam od rodziców pieniądze na studia i na inne wydatki, spełniałam swoje marzenia, a on.. pracował w KFC bo nie chciał ich pomocy. Jednak stracił mieszkanie i musiał do nich się udać, a ja wtedy tam byłam. Pierwszej nocy chciał mnie zabić. Chciał mnie udusić i zgwałcić, ale uciekłam i dlatego byłam w tym autobusie wtedy.
          Lottie zmarszczyła idealnie równe brwi i zacisnęła usta. Myślała nad czymś i wyglądała jak niewinne dziecko, czym musiała łamać serca wszystkim mężczyznom. Jest czarująca. Claudia przyglądała się jej nie tylko dlatego, że  w rozmowie tak wypada. Ona nie umiała odwrócić od niej wzroku.
- Nie słyszeliśmy o kimś takim jak Luke. Według naszych danych jesteś jedynaczką, a Ian nie może mieć dzieci.
- To syn mojej matki i jest ode mnie starszy pięć lat. Nic dziwnego, że nic nie słyszeliście. Nie musicie się przejmować, on nie sprawia mi już zagrożenia. Jak odejdę to się zastanowię.
          Uśmiechnęła się smutno i z cichym westchnięciem wstała z łóżka, kierując się w stronę drzwi. Spojrzała na swoje odbicie w lustrze i chyba stwierdziła, że wygląda oszałamiająco. Bo to była prawda. Claudia wyglądała przy niej nijak.
- Powinnyśmy wrócić do naszych obowiązków. Wiesz, muszę złapać parę wilkołaków z Fernando, obiecałam mu to.- uśmiechnęła się szczerze. Zachowywała się najbardziej swobodnie, od przyjazdu- a raczej porwania Claudii. Otwierała się przed nią i zmieniała na lepsze. A może zawsze taka była, ale brunetka nie chciała tego do siebie dopuścić?
          Zeszła do salonu, gdzie zastała Oscara. Siedział na kanapie i tępo wpatrywał się w ekran telewizora. Tylko on został dzisiaj w pałacu, ponieważ reszta ruszyła na polowanie. Fernando przekonał Lottie do polowania na wilkołaki, co nie jest miłą pracą.
- Cześć.- usiadła obok niego w bezpiecznej odległości. Ugryzienie zamieniło się w dwie małe blizny. Po ugryzieniu nie czuła się specjalnie silniejsza, bo nie na tym ono miało polegać. On w ten sposób pokazał do kogo należy Claudia. Jeszcze nie zdawała sobie sprawy, jak silna więź łączy ją z obojgiem wampirów.
- Cześć.- odpowiedział obojętnie, nie odrywając wzroku od teleturnieju, gdzie ludzie grali o pieniądze odpowiadając na pytania. Minęły dwa tygodnie, odkąd jest w zamku i nic się nie działo. Żadnych wieści od rodziców. Nie próbowali ją stąd zabrać, a w wiadomościach nie było informacji o jej zaginięciu. Zupełnie nic, jakby została uznana za zmarłą.
- Jak się czujesz?- to było pierwsze pytanie, jakie przyszło jej do głowy. Spojrzał na nią zdziwiony, ale odpowiedział, że dobrze. Nie zapytał o to samo. Znowu ją zignorował. Bo tak byłoby lepiej dnia nich wszystkich, uniknie tym kłótni z bratem. To nie było teraz najważniejsze.
- Nie musisz się przypadkiem uczyć? Jutro Lottie będzie chciała zapytać cię o tytanów, tak tylko słyszałem i pomyślałem, że chciałabyś wiedzieć. Moja siostra jest bardzo wymagająca i już chyba tego doświadczyłaś.
- Tak, masz rację. Niedługo pójdę się pouczyć, ale chciałam z tobą porozmawiać. Od jakiegoś czasu mnie ignorujesz, w ogóle nie sprawiasz wrażenia zainteresowanego tego co mówię i o co cię pytam.
- Claudia, nie rozmawiajmy o tym. Tak będzie dla nas lepiej i będziesz bezpieczna. Ja będe bezpiecznijeszy a Eden szczęśliwy, że ze sobą nie rozmawiamy.
- Ale o co chodzi?
          Zmarszczył brwi, bo nie wiedział czy może wyjawić jej coś tak istotnego. Niby ma prawo wiedzieć, ale czasami nie wiedza jest wybawieniem. Tak jak wcześniej mówiła Lottie.
- Wampiry mają coś takiego w krwi, że kiedy poznają kogoś na kogo ich krew reaguję, to są razem. To jest u nas zakochanie. Zawsze jeden wampir reaguję na jedną dziewczynę czy chłopaka. Ale tutaj.. Ja i Eden reagujemy na ciebie. On zabije mnie, jeśli się do ciebie zbliżę. Zresztą już i tak cię ugryzł, jesteś jego.
- Nie jestem niczyja, mam prawo decydować o tym z kim chcę być!- krzyknęła. Uważała że to co powiedział, jest śmieszne. To, że miała należeć do Edena bardzo jej się podobało, ale to nie było fair. Nie w tym przypadku.
- Zapomnij, okej? Chciałem, żebyś wiedziała na czym stoisz.
          Odchylił się i przymknął oczy.
- Oscar..
- Zapomnijmy.
          Po godzinie siedzenia w ciszy, do salonu wpadła Lottie. Krzyknęła coś o zebraniu w sali balowej i poszła się przebrać, ponieważ cała była w błocie i czymś podobnym do wilkołaczej sierści. Za nią wszedł Fernando, który wyglądał o wiele gorzej. Miał szeroki uśmiech na ustach.
- Złapaliśmy dwa. Ale odjazd, Oscar musisz pójść z nami następnym razem.- opadł na kanapę pomiędzy nimi. Claudia zatkała nos i pomachała dłonią przed twarzą. Śmierdział zdechłym zwierzęciem i przypominał bezdomnego z Londynu. Nawet gorzej.
 -Dobra, ale idź się wykąpać.- powiedziała przez nos, a ona uśmiechnął się jeszcze szerzej i wyciągnął ramiona.
- Przytulamy!
- Nie!- krzyczała i rzucała się, dopóki jej nie puścił. Ubranie miała w wilkołaczej sierści. Ohyda.

         Na zebraniu dowiedzieli się tylko tyle, że Lottie porozumiewała się z matką za pomocą wiatru. Nic wielkiego z tego nie wyszło. Czyli jak zwykle, stoją w miejscu.

Przepraszam!
Szkoła!
Presja!
Treningi!
Nienawidzę :c Rozdziały będą krótsze ale nie takie złe jak te, obiecuję wam to! 
Kocham i mam nadzieję, że mnie jeszcze lubicie. 
Pozdrawiam serdecznie!

wtorek, 19 sierpnia 2014

9. Chaos

Siemanko!
Ostatnio dużo się działo, ten rozdział również nie będzie spokojniejszy od poprzedniego.
Rozdział poświęcony zaniedbanej przeze mnie Claudii, mam nadzieję, że nie pogniewa się na mnie i nie będzie chciała przebić mi serca osikowym kołkiem, ewentualnie długopisem czy kredką do oczu. 
Pytanie rozdziału dziewiątego: Jaka piosenka twoim zdaniem powinna być motywem przewodnim blogga? 

Zapraszam do komentowania i pozdrawiam! 
Miłego czytania!


          Zanim się obejrzysz to będziesz stał na Trafalgar Squere w Święto Dziękczynienia i będziesz się palił. 
          Zanim się obejrzysz to będziesz stał na Trafalgar Squere w Święto Dziękczynienia i będziesz się palił. 
          Zanim się obejrzysz to będziesz stał na Trafalgar Squere w Święto Dziękczynienia i będziesz się palił. 
          Zanim się obejrzysz to będziesz stał na Trafalgar Squere w Święto Dziękczynienia i będziesz się palił. 
          Pamiętała. Claudia pamiętała pożar na Trafalgar Squere w Święto Dziękczynienia, umarli tam jej dziadkowie. Ktoś podpalił wielki namiot z ludźmi w środku,  a wcześniej zablokował wyjścia. Nikt nie przeżył. Nie znaleziono również sprawcy. Oni musieli coś o tym wiedzieć, ale przecież nie podejdzie do Lottie i nie zacznie się z nią nagle przyjaźnić, aby powiedziała jej wszystkie sekrety. 
          Zeszła do kuchni bo chciała coś zjeść. Przygotowała sobie tosty z serem i pomidorem, kiedy do pomieszczenia weszła Lottie. Nie zauważyła jej chyba, bo masowała skronie i chodziła powoli w kółko, mówiąc coś do siebie. Po chwili sfrustrowana opadła na krzesło i schowała twarz w dłonie. Może to dobra pora, by zaprzyjaźnić się ze swoim największym wrogiem. Dziewczyna siada na przeciwko niej i je w ciszy. Wie, że wszystkie wydarzenia zaczynają ją powoli przerastać. Odebrała podobno poród i uczyniła śmiertelne dziecko wampirem. Została przemieniona w wieku piętnastu lat i ma coś wspólnego z pożarem na Trafalgar Squere. 
- Wszystko okej?- spytała w końcu. Najgorsze pytanie na dzień dzisiejszy, jakie mogła jej zadać. Dziewczyna zaśmiała się w swoje ręce i nie odpowiedziała. Dalej przyglądała się blatowi. Claudia przypomniała sobie o Pauli, która lubiła siedzieć z pokojówkami w kuchni. Nie umiała tego wytłumaczyć, ale rozmowa z kimś kto nie jest wybrańcem ją uspokajała. Tymi wybrańcami było oczywiście dobrze jej znane rodzeństwo. 
- Nie, nie jest okej.- odpowiedziała po ponad dziesięciu minutach siedzenia w ciszy. Claudia odstawiła brudny talerz do zlewu. Dzisiaj pozwoliła sobie na lenistwo, niech pokojówki się tym zajmą. Poza tym chciała porozmawiać z Lottie i zakopać topór wojenny. Myśli, że chociaż trochę ją rozumie. Nie chciała być widocznie wampirem, jeśli tak tęskni za swoim człowieczeństwem. Jest może i cień szansy, że przekona Edena do innego zachowania w stosunku do niej. Ale nie, nie może tak wykorzystywać nikogo, nawet jeśli jest wampirem. Podniosła głowę. Miała perłoworóżowe łzy na twarzy. Oznaczało to, że ma niewinną duszę. 
- To pewnie dla ciebie bardzo ciężkie, prawda? 
- Prawda. 
- Radzisz sobie jakoś?
- Nie mam wyjścia.
          To chyba była ich najdłuższa wymiana zdań. Bynajmniej najprzyjemniejsza i najnormalniejsza, nie zapowiadało się na bójkę ani na wyzwiska. 
- W prawdziwym świecie by sobie z tym nie poradzili.
- Prawdziwy świat zaczyna się tam, gdzie są potwory. Dopiero tam przekonasz się, ile na prawdę jesteś wart. 
- Dlaczego akurat tam?
          Chyba zadawała za dużo pytań, ale Lottie nie wyglądała na zdenerwowaną. Nawet nie wyglądała na złą czy obojętną. Była przygnębiona i rozmawiała z taką...pustką. Tam gdzie zaczyna się pustka, kończy się smutek. A wtedy jest już gorzej. 
- Bo tam radzisz sobie sam. Jaką masz pewność, że twój partner ci pomoże, jeśli będą dwie erynie? One są najmądrzejsze i najgorsze, Claudio Lerman. Nie spoczną, póki cię nie zabiją.
- Zabiłaś jakąś?
          Pokiwała głową.
- Przepraszam, że zadaję ci tyle pytań.- speszyła się. Nie chciała wyjść na wścibską, ale była bardzo ciekawa jej życia. Życia na Olimpie i życia swojego ojca. Prawdziwego ojca, dzięki któremu żyję. Dobrze że go poznała, bo on przynajmniej nigdy jej nie okłamał.
- Pytaj o co chcesz, odpowiadanie mi uspokaja.- powiedziała blondynka, wyjmując z lodówki krew. Wlała sobie do szklanki i wróciła na swoje miejsce. Zrobiła to w rekordowym czasie, może właśnie tak zachowuję się kiedy nie patrzą na nią inni.
- Dlaczego podałaś mi własną krew?
- Dlatego, że ona leczy, bynajmniej moja krew leczy ludzi. Mieliśmy czterech panów, którzy byli chorzy ale przynieśli nam dobre wieści z Londynu. Niestety, okazało się jednak, że Tyfon rzucił na nich klątwę i zanim zdążyłam ją zdjąć krwią z krwi Tytanów, umarli. Dlatego ty ją wypiłaś i przez jakiś czas czułaś się silniejsza niż zwykle. 
- Rozumiem. Czy wszystkich wampirów smakują jak wino?
          Zmarszczyła brwi, zastanawiając się nad odpowiedzią. 
- Moja smakuje raczej jak pomieszanie alkoholu z truskawkami, wiem po moich łzach. Jednak sama nie piłam swojej krwi, to obrzydliwe.- dziwnie brzmiało to z jej ust, ale nie powiedziała jej tego.- Również nie piłam krwi innego wampira. Ale tak jak mówisz, moja jest wyjątkowo pyszna, skoro ci smakowała. Widziałam to w twoich oczach, więc nie zaprzeczaj. Taka krew świadczy o tym, że ma się krewnych wśród wampirów.
- Lottie zapytam cię teraz o coś osobistego, nie musisz mi na to odpowiadać.
- Pewnie ciekawi cię, przez co przeszłam? Słyszałam, jak Oscar mówił to a ty spytałaś. 
          Zaczerwieniła się ze wstydu. Czyli już wcześniej wiedziała, że interesowała się jej losem. Może nie jej losem, bo Eden podobno też ma z tym coś wspólnego, ale nie powiedziała tego na głos. Nic o nim nie mówiła na głos w miejscu, gdzie wszyscy wszystko słyszeli. 
- Ciekawość nie jest zła, Claudio. Ale nie sprowadza to niczego dobrego. Czasami gdy nie docieka się prawdy, śpi się lepiej. Coś o tym wiem.

           Dzisiaj pojawił się Hermes. Claudia nie chciała wyjść z pokoju, ponieważ bała się konfrontacji z ojcem. On też nie kwapił się do poznania swojej córki, przybył tylko dlatego, że jest boskim posłańcem i to jego praca. Musiał przekazać wieści z Olimpu i zapoznać wszystkich z planem, który wymyślił Zeus. Nie wszystkim się to spodobało, szczególnie Lottie. Chcieli przygotować zasadzkę na Tytanów, co równa się z podłożeniem półbogów, a tym samym ucierpią, umrą. Przez chwilę zastanawiała się, czy  Claudia będzie na tyle silna, aby to przetrwać. Szczerze w to wątpiła. Nie chciała uczyć się walczyć, dopiero po jakimś czasie zgodziła się na naukę o Tytanach, bogach i tak dalej. Ona do tej pory nie wie co to mojry.
- Letitio-blondynka skrzywiła się słysząc swoje pełne imię, które nadała jej matka. Ta sama, która chciała ją zabić kiedy dowiedziała się czym jest. Hermes wyglądał, jakby tego nie widział.- Aresowi nie podoba się to, że nie chcesz walczyć.
- Mi nie podoba się to, że on chcę walczyć.- wzruszyła ramionami. Nie chciała zdradzić własnych rodziców i wmawiała sobie, że walka z nimi to zdrada, a knucie ich powrotu do Tartaru (który trzeba otworzyć) to już nie jest zdrada.W jej głowie panował chaos, zresztą nie tylko jej. Zbyt dużo się stało, aby móc to racjonalnie wyjaśnić.
- Zastanów się, dobrze? Jeszcze masz na to dwa dni. W dwa tygodnie przed planowaną zasadzką musimy wiedzieć. Synowie Aresa i Ateny podjęli się zadania...
- Wiedzą, że wysyłacie ich na pewną śmierć? Nie przeżyją ataku Tytanów. Czy wy wiecie, że giganci są z nimi? Wiecie, że Tyfon zgodził się poprowadzić swoich na tą wojnę? Nie zatrzymają ich. Macie wtykę na Olimpię. Albo pod nim.
- Sugerujesz, że...
- Tak, Hermesie. Sugeruję, że powinniśmy wybrać się do domu Hadesa.-była tak pewna w tym co mówi, że inni patrzyli na nią z podziwem. Nawet jej ojciec i Eden. Jej brat pomyślał, że byłaby lepszą królową, niż on królem. Jest zdecydowana  w tym co robi i patrzy obiektywnie, przede wszystkim nie wysyła ludzi na pewną śmierć. Zrobiłaby wszystko, aby uratować nie tylko tych, na których jej zależy.
- Hades nic nie wie  o tym co dzieje się na Olimpie, nie ma ta, wstępu.
- Przy porwaniu Herkulesa kiedy był dzieckiem, mówiliście to samo.- uniosła brew do góry i skrzyżowała ręce na piersi. Znowu zamieniła się w obojętną i arogancką wampirzycę, ale wszyscy wiedzieli, że to jej publiczna maska. Zaczynała zachowywać się jak dawniej, zaczynała być w miarę szczęśliwa. Na swój sposób była.
- Myślę, że powinnaś sama porozmawiać o tym z Zeusem, wtedy moglibyście znaleźć odpowiednie rozwiązanie.
- Porozmawiać z Zeusem- przewróciła oczami.- Z nim nie da się rozmawiać.
- Zupełnie jak z jedną wybraną, prawda Lottie?
          Przeniosła wzrok na swojego ojca i zmierzyła go wzrokiem. Normalnie by tego nie zrobiła, ale skończyła zachowywać się jak na prawdziwą księżniczkę przystało, jeśli nie było to potrzebne.
- Ze mną da się rozmawiać.
- Ale nie można przekonać cię do zmiany zdania, kochanie.- dodał po chwili namysłu. Z tym musiała się zgodzić i nic na to nie odpowiedziała. Miała twardy charakter, zupełnie jak jej prawdziwy ojciec.
- Myślę, że sprawy oficjalne mamy już za sobą. Muszę wracać, mam jeszcze sporo pracy do zrobienia.- podniósł się z miejsca, zakładając hełm z skrzydłami. Dzisiaj dla odmiany nie miał skrzydlatych butów, tylko zwykłe trampki.
- Nie chcesz jej poznać?- zdziwiła się. Dotychczas bogowie poznawali swoje dzieci, bardzo tego chcieli, odkąd Zeus wydał zakaz widywania się z nimi na wszelkie sposoby. Sam nie odwiedzał swoich dzieci, chociaż było ich nie wiele. Dokładnie czwórka, z czego trójka nie żyje. Gloria- bo tak nazywa się jego córka, mieszka w Rzymie i tam również się trenuję. Nie jest zbytnio inteligentna jak jej ojciec, ale bardzo silna. Dokładnie jak on.
- Nie mogę złamać przepisów.
- Do tej pory to robiłeś.
- Lottie, nie zmuszaj mnie abym zrobił czegoś, czego nie chcę. Myślę, że ty powinnaś to zrozumieć.
          Spojrzał na nią smutnym wzrokiem, ukłonił się i poleciał z powrotem na Olimp albo gdzie tam chciał. To już nie ich sprawa i nie ich zmartwienie. Blondynka westchnęła głęboko i opadła na tron swojego ojca całkiem nieświadomie. Siedzieli w sali balowej, a tam zawsze stoją dwa trony. Dla króla i królowej. Za sto lat miał stać tylko jeden. Tylko jeszcze nie wiedzieli kto w nim zasiądzie.
           Wszyscy spojrzeli na nią zdziwieni tym co zrobiła. Oznaczało to, że sama wybrała kto zostanie przyszłym władcą, tylko że nie wiedziała jak ten ruch mógł im wszystkim zaszkodzić. Albo wybawić. Ojciec uśmiechnął się dumnie, a Eden musiał przyznać, że jest przepiękną królową.
            Po chwili zdała sobie sprawę co zrobiła i zniknęła tak szybko jak mogła czyli w jednej sekundzie. Szybko oddychając prawie wpadła na Claudię, która podsłuchiwała. Miała już powiedzieć coś o tym jak kończą wścibscy ludzie, ale nie chciała ponownych kłótni. Bynajmniej nie na razie, kiedy musiała porozumieć się z matką, a do tego potrzebna jest siła i spokój, którego jej brakuje. Zazdrościła swoim braciom właśnie opanowania i spokoju. To, jak ona zachowywała się było tylko pozorem. Claudia zaczęła się tłumaczyć, ale wzrok blondynki przykuł mężczyzna za nią. Szeroko się uśmiechnęła i wymijając brunetkę, rzuciła się w ramiona chłopaka podobnego wzrostem do niej.
- Leo!- pisnęła zadowolona, chowając twarz w jego szyi. On zaśmiał się serdecznie i objął ją ramionami w talii, przyciągając mocno do siebie. Jak już było wiadome, rodzeństwo jest bardzo zżyte i nawet tydzień bez siebie może być dla nich prawdziwym wyzwaniem i męczarnią.
- Witaj księżniczko.- zawsze ją tak nazywał. Podejrzewała, że gdyby nie był to jej tytuł, i tak by tak na nią mówił. Miała taką nadzieję, bo gdy Eden zostanie królem, wszystko ulegnie zmianie.
- Nie mówiłeś, że wracasz dzisiaj.- mówiła, nie puszczając go ani na krok. Kiedy chciał pójść do reszty wskoczyła mu na ręce, a on musiał ją nieść. Znowu była malutką dziewczynką, pragnącą ciepła i miłości. Spojrzenie Claudii spotkało się z czarnowłosym chłopakiem. Uśmiechnął się miło i wyciągnął do niej rękę, jedną utrzymując siedzącą na nim siostrę.
- Jestem Leo.
- A ja Claudia.- uścisnęła jego zimną, bladą dłoń. Potrząsnął nią dwa razy i puścił, ale nie złapał siostry w pasie drugą ręką. Widocznie był super silny, albo ona była super lekka. Możliwe, że to i to na raz.
- Wiem, dużo o tobie słyszałem.
- Nie wątpię. - spojrzała znacząco na Lottie.
- Jesteś na ustach każdego w obozie, zastanawiają się kiedy kolejna córka Hermesa zjawi się u nas. Nie będziesz jedyną, więc nie musisz się martwić. Szybko się zaaklimatyzujesz. Gorzej było z synem Hadesa, tego to jeszcze prawie nikt nie zaakceptował, ale znalazł swoją grupkę i tego się trzyma. Kto by pomyślał, że syn Hadesa będzie zadawał się z synami Aresa.
- To normalne, Leo. Obu nikt nie lubi.- wymruczała Lottie i stanęła miękko na ziemi. Po chwili z pomieszczenia wystrzelili jego bracia i powalili na siebie. A raczej Oscar i Fernando, bo Eden jak zwykle był opanowany i tylko uścisnął go na przywitanie. Nie był jakiś szczególnie wylewny.
-  Na ile wróciłeś?
-  Dopóki to wszystko się nie skończy. Sara powiedziała, ze nie będzie brała w tym udziału.
- Lepiej patrzeć, jak wszystko robią za nią inni.- mruknęła niezadowolona blondynka. Nie przepadała zbytnio za swoją siostrą. Nie była z nią tak zżyta jak z resztą. Możliwe też że to dlatego, iż Sara nie chciała zamieniać się w wampira. Przemieniono ją na siłę. Do tej pory nie może się z tym pogodzić i na każdym kroku przypominaj jak bardzo ją skrzywdzono.
          Claudia postanowiła dać chwilę rodzeństwu i poszła się przespać na górę. Tak właśnie przespała cały dzień i noc.

          W nocy Eden spakował się i wyjechał do Rzymu, zastąpić Leo. Chwilowe szczęście Lottie minęło i zamieniło się w smutek. Praktycznie w cale jej oczy nie zmieniały się na inny kolor niż ciemna zieleń. Była przygnębiona i rozdrażniona, więc lepiej było do niej nie podchodzić bez czego, czym można było się obronić. Fernando przekonał się na tym, bo teraz dumnie chodzi z śladem jej pięści pod okiem. Wampiry regenerują się szybko, ale nie kiedy dostaną w kość od innego wampira. Ślad zniknie za jakieś dwa dni.
           Oscar nie odzywał się do Claudii, a ta nie zwracała uwagi na niego. Nie mogła zrozumieć, dlaczego tak źle czuję się z tym, że Eden wyjechał i że Lottie jest smutna. Tak jakby przywiązała się do nich. Oscar nie interesował ją od czasu, kiedy totalnie ją zlewał i udawał, że nie zauważa. Zabolało, bo uważała go za bratnią duszę. Jednak się myliła.
            W tym czasie Lottie usiadła obok brata i położyła mu dłoń na ramieniu. Coś ewidentnie się u niego działo, a ona nie mogła być samolubna i zwracać uwagę tylko na swoje niezadowolenie z powodu wyjazdu brata.
- Lottie, a co jeśli ja na nią reaguję? Co jeśli to akurat ta jedyna?- spojrzał na nią spod przymrużonych powiek.
- Mówisz o Claudii?
- Tak.
            Westchnęła ze zdziwienia.
- To takie dziwne?
- Oscar... Eden... On... Nie wiem jak to się stało. Tak bardzo mi przykro.- oplotła go małymi rękami.
          Oboje na nią reagowali. Oboje byli z nią złączeni krwią.

sobota, 16 sierpnia 2014

8. Nieposkromiona

Dzień dobry!
W tym rozdziale będzie działo się wiele, zbyt wiele. Emocje jakie wam przyniesie, zostaną do kolejnego rozdziału. To będzie jeden z ciekawszych rozdziałów, które trzeba będzie zrozumieć i czytać w skupieniu. Sama pisząc to, wiele razy kasowałam zdania i nie mogłam zastąpić ich innymi słowami. W końcu udało mi się i o to przed waszymi oczami stoi świeży rozdział ósmy.
Mojry namieszały, ale także przepowiedziały bardzo smutną rzecz. Do końca rodzeństwo nie wiedziało  o co chodzi. W Tartarze dzieją się straszne rzeczy, Tytani szykują atak. Zeus jest roztrzęsiony, ale gotowy do walki, tak jak inni bogowie i herosi. Eden zastanawia się nad związaniem z Claudią. Są połączeni krwią, nie jest to bezpieczne. Ciągnie go do niej ciałem i tylko ciałem. Lottie wysłuchuję go i stwierdza, że musi się wyrzec swojej krwi, skoro nie czuję do niej miłości. Sama zastanawia się, kiedy ona zostanie z kimś związana. Królowa zdrowieje, jednak dostaję nowych siwych włosów, ponieważ ktoś zamknął oczy, by inny mógł je otworzyć. Meduza mówi im o przepowiedni, ale w punkcie kulminacyjnym, popełnia samobójstwo. Lottie nie wytrzymuje nerwowo. 
Opis dzisiejszego rozdziału krótszy od poprzedniego, ale nie muszę przekonywać was więcej do czytania, taką mam nadzieję. Proszę o komentowanie i udostępnianie mojego blogga, niedługo moje leczenie dobiegnie końca i będę miała czas na promowanie mojej opowieści. 
Pytanie rozdziału ósmego: Jaki jest twój ulubiony mit i dlaczego? 
Pozdrawiam i życzę miłego czytania!


         - Lottie, myślę, że to wszystko jest winą Kronosa. On zbudził Tyfona i przyciągnął na swoją stronę. Niedługo Olimp nie będzie istniał, chyba że coś z tym zrobimy.- wracali z Olimpu. Dowiedzieli się wielu rzeczy od Zeusa. Powiedział o swoich zmartwieniach tym, iż na Krecie (gdzie znajduję się Tartar) jest więcej energii niż dotychczas. O wiele więcej. Nie może wysłać tam żadnego z boskich posłańców-nawet Hermesa- bo wie co ich wszystkich czeka, jeśli Tytani wydostali się na powierzchnię. Zostaliby okrutnie torturowani, a przede wszystkim wydobyli by  z niego informacje gdzie jest Olimp i jak się na niego dostać, a wtedy byłaby masakra. Świat zmieniłby się. Kompletnie.
- Chciałabym wiedzieć, co moglibyśmy zrobić. Nie mam pojęcia. Ani Kronos, ani Gaja nie odzywają się odkąd Claudia jest u nas. Znaleźliśmy półboga sprawiającego zagrożenie i już się ze mną nie kontaktują. Dziwne, ale tak się dzieję, niestety. Jakbym miała coś do tej sprawy to próbowaliby mnie przeciągnąć na swoją stronę, czy coś. Nie uważasz?
- Nie mówię, że chodzi akurat o przyciągnięcie ciebie na swoją stronę. Wątpię, by chcieli abyś w tym uczestniczyła i narażała się na śmierć. Gdybyś nie była dla nich ważna to nie daliby ci cząstek siebie. Nawet urodę masz po Gaji.- uśmiechnął się lekko, ale blondynka wciąż była poważna. Usłyszała wiele przykrych słów o Kronosie, a przecież to jest jej prawdziwy ojciec. Najbardziej bolała świadomość, że wszystko co usłyszała, to prawda.
- Nie oszukujmy się, że po to nas stworzyli, aby odzyskać władzę na Olimpie. Ale coś im widocznie nie wyszło, skoro żadne z nas jeszcze nie wylądowało na Krecie. No i Zeus to mój ziomek, nic na to nie poradzę.
- Masz rację. Jednak dalej sądzę, że wykorzystają nas do czegoś większego. Ale wtedy zdecydujemy czy tego chcemy czy nie, jasne? Myślimy o sobie. O sobie Lottie.- ścisnął jej kolano, chcąc jej coś przekazać. Pokiwała głową i skupiła się na widokach za oknem.
- Mojry. Jedźmy. Pomogą nam.
- Po co? Lot...
- Rób co mówię.
          Godzinę później byli w Newcastle, tam gdzie siedzibę miały mojry. Trzy istoty o jednym oku, przepowiadającym przyszłość. Jak zwykle nie były zadowolone na ich widok. Mojry nie lubią Bogów ani Tytanów, a właśnie takimi ich uważały. Jednak nie mogły nic zrobić, oprócz przepowiedzenia przyszłości. Musiały.
- Nic wielkiego się nie dzieje.- powiedziała najniższa i najpulchniejsza, za chwilę najwyższa wytrąciła jej oko i zrobiła skupioną minę.
- Człowiek.- zaskrzeczała i odrzuciła od siebie oko, które poturlało się wprost pod nogi Lottie. Spojrzała na nie z uniesioną brwią.
- Nie człowiek, a córka Hermesa, nie musicie się martwić.- przewróciła oczami i podała z niesmakiem oko jednej z mojr. Spojrzała na nią i długimi pazurami odgarnęła kosmyki blond loczków.
- Moje dziecko, musisz przejść przez niewyobrażalne piekło, aby poznać szczęście.
          Jęknęła i odsunęła się od niej. Spojrzała z perłoworóżowymi łzami w oczach na brata. Miał ochotę podejść do niej i mocno przytulić, ale nie mógł. Nie w tym miejscu. Przełknął głośno ślinę i czekał na przepowiednię dla samego siebie.
- Podejmuj właściwe decyzje pamiętając, by być wiernym sobie.
         Chciał jak najszybciej znaleźć się w objęciach siostry. By ponownie poczuć, że ma się kim zajmować. Że nie stracił wszystkich, na których mu zależy.
- Chwila, chwila... - odezwała się środkowa, przyglądając wielkiej kuli. Miała nieodgadniony wyraz twarzy. Jakby była zmartwiona, rozwścieczona i zasmucona.
- Ktoś oczy zamknąć musi, by inny otworzyć je mógł.
          Wracali do domu w całkowitej ciszy, trzymając się za rękę. Eden puszczał dłoń siostry tylko wtedy, gdy musiał zmienić biegi. Potrzebowali siebie i swojej obecności. Eden zrozumiał, że nic nie może ich poróżnić. Nawet dziewczyna, z którą jest związany krwią. Nic nich nie poróżni, nie pozwoli na to.
           W domu znaleźli się wieczorem. Nikt na nich nie czekał w salonie, więc każdy pewnie był zajęty. Postanowili pójść z nektarem uzdrawiającym prosto do komnaty rodziców. Ojciec był na polowaniach ze swoimi żołnierzami, więc matka została sama. Uściskała ich mocno na powitanie i w podzięce. Gdy opróżniła metalowy kubek z nektarem, jej ciało powoli zaczynało wracać do normy, czyli do nieskazitelnej bieli.
- Mamo.. Musimy poważnie porozmawiać.- zaczął Eden, trzymając blondynkę na kolanach. Nosili sekret i tylko z jedną osobą, mogli się nim podzielić.
-  Co się stało? Coś z Zeusem?- zmarszczyła brwi, wychodząc spod pierzyny. Jej długa piżama sięgała prawie ziemi. Lubiła staromodne ubrania, ale dzieci nie przekonała do noszenia ich. Nie podobało jej się to, że Lottie chodzi w obcisłych spodniach czy spódnicach do połowy uda. Ale co mogła zrobić?
- O wiele gorzej.- westchnął.
- Zeus powiedział na o Tytanach. Obalili Tartar. Mamo, Tartar już nie istnieje. Wszyscy z niego wyszli i szykują się do podjęcia władzy na Olimpie. Ale najpierw muszą dowiedzieć się jak się tam dostać i gdzie on jest przede wszystkim.
- Co my teraz zrobimy?- jęknęła, zakrywając usta dłonią.
- Wy nic. My- coś zrobimy.
- Jak to?
- Mamo- zaczęła Lottie, wstając z kolan brata. Uklękła koło mamy i złapała ją za rękę.- Musimy. To nasz świat, nie wasz. Nie możecie walczyć o coś, w czym nie żyjecie i nie interesujecie się.
- Lottie!- krzyknął Oscar, zjawiając się obok niej. Podniósł ją gwałtownie na nogi i skierował w stronę drzwi.
- O co ci chodzi?- odepchnęła go i stanęła.
- Paula rodzi szybko!  Adam nie może sobie poradzić zaszły komplikacje. Ona umiera i jej dzieci również.
          Gdyby mogła to pewnie by zemdlała. To nie tak, że wampiry nie mdleją- mdleją, ale bardzo rzadko i kiedy stanie się coś na prawdę niebywałego. Większa prawdopodobność tego jest wtedy, kiedy wampir jest głodny albo niedożywiony. Wtedy może tracić przytomność co chwilę. Oscar złapał ją za rękę, a po chwili znaleźli się w sali gdzie leżała Paula. Wszędzie było pełno krwi, a dziewczyna była niemal przezroczysta.
- Co mam robić?- jęknęła Lottie. Kiedy idzie o życie jej bliskich, gubi się. Czasami to wszystko ją przytłacza tak bardzo, że zachowuję się jakby była posągiem. Nie może się ruszyć.
- Użyj mocy! Ona umiera.- mówił zrozpaczony Marco. Paula jest jego siostrą, więc nic dziwnego że się tak martwi, Gdzieś w tym tłumie dostrzegła proste, brązowe włosy ale też nie zwróciła na nie uwagi. Królowa stanęła wyraźnie zasmucona w drzwiach.
- Do dzieła Lottie. - szepnęła, a mimo to było jej słychać w krzykach Pauli i szlochu Marco.
          Po tych słowach blondynka nie zastanawiała się długo. Podeszła do łóżka i dotknęła czoła Pauli. Chciała przesłać jej część swojej energii, ale przypomniała sobie, że to nie działa jeśli ktoś jest umierający i jest wampirem. Przeklęła cicho. Gdyby jej ojciec to usłyszał, nie wyszłaby z zamku przez kolejny wiek. Musiała zdecydować się na coś bolesnego dla Pauli, ale najskuteczniejszego. Przebiegła ręką po jej czole, następnie po klatce piersiowej i w końcu brzuchu. Na trzeci wdech mocno nacisnęła brzuch, powodując kolejny mocny krzyk Pauli. Każdy na sali wiedział, że to trzeba zrobić i może zrobić to tylko nieśmiertelny, a najbardziej komfortowe dla dziewczyny będzie jeśli zrobi to druga dziewczyna. Na szczęście jest tutaj Lottie, bo Sara nie miałaby odwagi aby odebrać poród w dość brutalny sposób. Odetchnij. Na trzeci wdech przyj. wysłała informacje w jej myślach. Czarnowłosa pokiwała głową. Była zalana potem i cała się trzęsła. No dalej kochanie. kolejna informacja przesłana w stronę starszej wampirzycy. Pisnęła, kiedy poczuła kolejną falę bólu przeszywającą jej ciało. Nic się nie stało, dzieci nie wychodziły. Lottie musiała zdecydować i postawić wszystko na jedną kartę. Przeżyje tylko jedne dziecko. Ucisnęła ponownie ale tym razem Paula nie powstrzymała się od parcia. Wyszła główka. Dobrze, jeszcze trochę. Nie przerywaj, tak właśnie. mówiła do niej w myślach. Kolejny raz dziecko nie mogło wyjść, więc wyciągnęła je siłą. Było człowiekiem, jego serduszko biło. Drugie wyszło tak niemal od razu po pierwszym. W różnicy trzech sekund. Czasami to nie jest możliwe, ale to wampirzy świat. Tu nie ma zasad. Paula odetchnęła, ale czuła się słabo. Dzieci umierały. Oboje byli ludźmi. Królowa spojrzała na swoją córkę, dobrze wiedząc, co ta ma zrobić. Obie o tym pomyślały.
- Zrób to, ono umiera.- powiedziała ze łzami w oczach. Przeżywała to tak samo jak wszyscy, ale nie miała siły przez swoją chorobę. Blondynka zacisnęła szczęki i ugryzła dziecko. Przesłała jad w jego malutką rączkę, rozrywając ją, ale to ich najmniejszy problem. Jedno z dzieci właśnie umarło. Adam pokręcił głową i poszedł gdzieś z maleńkim ciałem. Paula szlochała cicho, Marco starał się ją pocieszać. Nagle coś się stało. Coś trzasnęło. Paula krzyknęła głośno, a jej ciało zaczęło się rozpadać. Nikt nie wiedział co się stało. Blondynka odwróciła się z żyjącym dzieckiem. Wampirzym dzieckiem i podała je pielęgniarce, która miała się nim zająć. Podeszła do łóżka, gdzie zostały prochy dziewczyny.
- Jak to się stało?
- Nie wiem. Ona... zniknęła.- szepnął zdruzgotany Marco, po chwili schował twarz w dłoniach, a z jego oczu wylewały się brązowe łzy.
- Lottie, mojry...- powiedział Eden, przypominając przepowiednie ale Lottie pokręciła głową. To nie mogło być to, to nie miało prawa zajść akurat dzisiaj. To nie tak działa.
- Nie, to nie to.
- Mojry? - spytała ich matka.
- Była przep....
          Blondynka nie dokończyła, bo usłyszała szyderczy śmiech zmieszany z piskiem z lochów. Jakim cudem Meduza uwolniła się z tego więzienia? Zjawiła się tam momentalnie, jako pierwsza. Strażnik nie żył, jego ciało zmieniło się w proch. Meduza uśmiechała się szeroko i miała przytknięty do gardła nóż.
- Jak...- zaczęła cicho, ale ta ponownie się zaśmiała, a jej czarne loki podskakiwały na piersi. Była prawie naga, więc już wiadomo, jak wydostała się z lochów. Dobrze, że strażnik nauczył się raz na wieki, że nie ulega się wdziękom więźniom. Nigdy.
- Kochanie, nie cieszysz się, że mnie widzisz?- zachichotała i zakryła usta dłonią, nie odrywając ostrza od szyi. Nacięła sobie już odrobinę skórę.
- Czego chcesz?- mruknęła rozwścieczona. Dzisiaj miała zdecydowanie zły dzień. Najgorszy od wieku. Meduza ponownie się zaśmiała, tym razem pokazując się w pełnej krasie. A może i zapłaciła mu przed zamordowaniem go...
- Odebrałaś mi wszystko co miałam, wszystko co chciałam. Jestem przeszczęśliwa, że to ja teraz wiem, czego ty chcesz wiedzieć.
          Jej oczy zapłonęły ciemną czerwienią. Za nią stała jej matka i Eden. Tylko oni mogli teraz tu przebywać. Nikogo innego nie wpuszczono, nie mieli takiego prawa. Ale i tak wszystko słyszeli pod drzwiami lochów. Każde słowo, każdy szmer.
- Meduzo, moglibyśmy się dogadać...- zaczęła królowa, robiąc krok do przodu, ale ta mocniej przycisnęła sztylet do swojego gardła. Cofnęła się.
- Kpisz sobie Violet. Kpicie sobie. Nigdy nie dostaniecie tego co chcecie. Odebraliście mi wszystko, teraz moja kolej.
- O czym ty mówisz?
- Nic nie jest za darmo. To stare greckie porzekadło, które doskonale przekłada się na nasze czasy.Będziesz musiał zapłacić wysoką cenę, zobaczysz. Ludzie widzą co chcą widzieć, a tak mała ich ilość czyni prawdziwe dobro. Przygnębiająco. Lecz kiedy przyjdą czasy zemsty, kiedy planety za osiemnaście dni dokładnie, ustawią się w rządku ładnie, giganci zejdą na ziemię- przycisnęła sztylet do szyi, a strużka krwi spłynęła na posadzkę- zmieni się wszystko, to już nie będzie świat jaki znacie, a ty- spojrzała na Lottie- ucierpisz na tym najbardziej.
          Po tych słowach wbiła sobie sztylet w gardło.
- Dlaczego jej nie powstrzymałaś?- spojrzała na mamę. Mogła zabrać jej ostrzę siłą woli, ale nie zrobiła nic takiego. Wzruszyła ramionami i podeszła do ciała meduzy. Zamknęła jej powieki palcami.
- Dzieci, uspokójcie się...
- Dlaczego wszystko jest nie tak?! Odkąd jest tu człowiek, wszystko zaczyna się psuć!- krzyknęła. Nigdy nie krzyczała.
- Ttie, daj spokój.- a Eden nigdy nie mówił do niej w zdrobnieniu, wymyślonym przez Fernando.
         Lottie zniknęła. Słychać było tylko głośny trzask drzwi. Eden poszedł za nią, ale  w środku drogi zdecydował, że to tylko pogorszy sprawę. Najlepiej będzie, jeśli ona sobie sama teraz wszystko przemyśli i uspokoi się. Usiadł na schodach i przeczesał palcami włosy.Obok niego znalazła się brunetka. Sam zaczął podejrzewać, że to wszystko ma jakiś związek właśnie z nią.
- Eden..- położyła mu dłoń na ramieniu.
- Zostaw mnie.
- Eden...- przytuliła się do jego pleców, ale ten wstał i spojrzał na nią ciemno zielonymi oczami.
- Nie zbliżaj się do mnie nigdy więcej.
- Ale ja chcę.
- Jesteś tylko człowiekiem, nie interesuję mnie, czego chcesz.- powiedział oschle i minął ją na schodach. Zranił. Zabolało.
Miało.
          Łzy piekły ją pod powiekami i pobiegła zraniona do swojego pokoju. Wiedziała tylko tyle, że wszystko zaczyna się im walić. Że w zamku coś się dzieje. Może to odpowiedni powód, by uciec? Wszyscy są zmieszani i nie wiedzą co robić, są zagubieni. Dla niej to szczęście w nieszczęściu. Umarła jedna z nich, ale przecież to wampir. Oni zabijają codziennie setki ludzi i nikt o tym nie mówi. Życie jednego wampira na życie szesnastu osób wypada marnie. Już miała zmieniać nowe buty na te znoszone i wygodniejsze, ale usłyszała coś przez otwarte okno. Lottie siedziała przy stawie i rzucała kamyczkami, które odbijały się od dna ponad pięć razy, Liczyła.Obok niej siedział Marco i chyba dopiero przyszedł, bo zaczęli rozmawiać.
- Czasami tęsknie za byciem człowiekiem. Nie ma się tak popapranych spraw jak dbanie o cały świat czy coś.- powiedziała Lottie. Marco zaśmiał się i objął ją ramieniem, przyciskając do swojego boku.
- Jestem wampirem od kiedy pamiętam. Straciłem pamięć przy przemianie więc nie wiem jak to było być człowiekiem.Opowiesz mi o tym?
          Uśmiechnęła się delikatnie.
- Bycie człowiekiem... Spójrz, różnię się od nich jedynie kłami i moimi zdolnościami. Jestem nadal wrażliwa, uczuciowa i delikatna. Szczególnie, kiedy o nim myślę. Ale popatrz, życie ma się jedno, nawet jeśli jest wieczne, nie wiadomo co może się stać. Kiedy jesteś człowiekiem, żyjesz chwilą bo wiesz, że to się jednak skończy szybciej niż myślisz. Zanim się obejrzysz to będziesz stał na Trafalgar Squere w Święto Dziękczynienia i będziesz się palił. 

piątek, 15 sierpnia 2014

7. Iskra

Cześć! 
Ostatni rozdział może nie był tak ciekawy jak pierwsze rozdziały, ale miałam braku pomysłu na niego. Jedyna wcześniej przygotowana część to ta o zagadce o lwie. A czy wy, bylibyście w stanie odgadnąć zagadkę? Jeśli ktoś w ogóle to komentuje, bo nie rozgłaszam tego innym (jak wiecie z powodu braku czasu), ale miło mi widzieć, że niektórzy z was to robią. Odwdzięczę się wam, ale to w dalszych rozdziałach, a raczej ich przypiskach ode mnie. Mam nadzieję, że taki rodzaj "zapłaty" wam się spodoba. 
Coś połączyło Edena z Claudią, jakaś nierozłączna więź. Jednak dziewczyna nie dopuszcza do siebie myśli o wampirze. Między nimi zaczyna być coś więcej, od pożądania. No... przynajmniej ze strony Claudii. Od pory ugryzienia patrzy na niego zupełnie inaczej, stara się zwrócić na siebie jego uwagę. Wydaję się na próżno, ale z czasem uda jej się osiągnąć cel. Ale czy będzie to dobre? Czy to przetrwa? Lottie widzi co święci się między tą dwójką i nie podoba jej się to. Rozmawia z Edenem, a Claudię traktuję jeszcze gorzej niż wcześniej. Oscar również zachowuje się inaczej, jakby chciał odepchnąć dziewczynę i swojego brata. Więcej czasu spędza z Lottie. Królowa czuję się coraz gorzej, dopadła ją choroba jesiennej nocy. Najbardziej znana choroba w królestwie. Lottie wraz z Edenem będzie musiała udać się na Olimp, aby zdobyć odpowiednie lekarstwo od bogów. Oscar ma zająć się Claudią. 
Macie większe streszczenie, jednak nie ma się ono z rozdziałem. Kilka ciekawostek, pewnie chcecie dowiedzieć się reszty. Zaczyna się wreszcie coś dziać. Mam nadzieję, że spodoba wam się wątek o Olimpie i nie pogniewacie się na mnie tylko dlatego, że postanowiłam więcej czasu poświęcać tajemniczym wampirom. Przyznam się, że oddałam swoje charaktery osobie Lottie. Claudia jest człowiekiem, jak każdy. Nie piszę o niej jak o Lottie, która stała mi się bliska już w czwartym rozdziale. Jest dumną i wyrachowaną damą, księżniczką. Ale nie bójcie się, niedługo coś sprawi, iż stanie się zupełnie inna. 
Pytanie rozdziału siódmego: Gdybyś był półbogiem, to którym bogiem/ którą boginią były twój rodzic? A może chciałbyś urodzić się dzieckiem muzy? Albo tytana? Uzasadnij swój wybór.
Postanowiłam, iż najciekawsza odpowiedź (jeśli jakakolwiek się pojawi) zostanie nagrodzona... udziałem w dalszych losach! Tak, podacie mi swoje imię, a ja zmienię was w półboga i opiszę was jako dziecko Olimpu. Macie na to tydzień! 
Pozdrawiam i życzę miłego czytania, oraz zapraszam do komentowania! 





          Od czasu ugryzienia minęły trzy dni. Codziennie Claudia próbowała zwrócić na siebie uwagę Edena, ale ten odrzucał ją i był obojętny. Nawet z nią nie rozmawiał. Zaniedbała tym innych, wkurzała Oscara i nie myślała o nauce, do której zmusiła ją Lottie. Musiała uczyć się o mitologii, by wiedzieć z czym będzie się teraz codziennie zmagać. Brunetka stała się inna, zupełnie. Nie wszczyna bójek ani kłótni, nie przezywa już nikogo. Zmieniło się jej zdanie o wampirach, kiedy Eden ją ugryzł i chyba skradł jej serce.
- Eden...
- Nie.- odpowiedział od razu.Ale nie denerwował się. Musiał za wszelką cenę trzymać ją z daleka. Dzisiaj to jego kolej była na nauczanie dziewczyny, więc musiał się wymęczyć dwie godziny.
- Ale...
- Kim był Okeanos.
- Ojcem Oscara i Tytanem.
- Coś więcej.- westchnął.
         Odpowiedziała mu głucha cisza. Zirytował się i przekartkował książkę, z jakiej uczą się młodzi herosi. Muszą uczyć się nie tylko fizycznie, ale i mentalnie. Bo jak pokonają potwora greckiego, skoro nie wiedzą czym jest i jak go zabić? Można zrobić to w o wiele łatwiejszy sposób niż sztuczki pochodzące od rodziców.
- Krios.
          Cisza.
- Reja.
          Cisza.
- Temida.
           Cisza.
- Claudia przerabialiśmy to trzy dni, a ty wiesz tylko tyle, że Okeanos jest Tytanem i ojcem mojego brata. Skup się, bo jak Lottie zobaczy, że nic nie umiesz to przez kolejny tydzień będziesz sprzątała kuchnie i uczyła się tego jednocześnie.
- Lottie.- prychnęła.- Wszyscy skaczecie koło niej jak koło małego szczeniaczka. Nie widzicie jaka ona jest? Irytująca, obojętna. Nie zwraca na was uwagi, a wy jeszcze ją bronicie i uważacie za gatunek zagrożo...
           Eden przerwał jej głośnym zamknięciem grubej książki. Spojrzał na nią ponownie, i może przysiąc, że przez jakiś czas miał źrenice koloru głębokiej czerni, ale po chwili zmieniła się ona w fiołkowy kolor. Westchnął głęboko chcąc się uspokoić i przeczesał palcami włosy. Nie lubił, gdy ktoś mówił o jego siostrze w ten sposób, bo to tylko pozory. Większość nie wie przez jakie piekło nie dawno przeszła. Oni obydwoje przeszli.
- Nie wspominaj o mojej siostrze. Nigdy. Bynajmniej nie w taki sposób. Ani przy mnie, ani przy nikim innym.
           Brunetka prychnęła i skrzyżowała ręce na piersi. Dalej nie wiedziała czemu wszyscy traktują blondynkę jak diamencik, który za wszelką cenę trzeba chronić i kochać, a ona zachowuje się jak rozwydrzona nastolatka. Nie zwraca na nich uwagi, a i tak dostawała wszystko co chciała. Spojrzała na Edena smutnym wzrokiem. Nie zwracał na nią uwagi, ale siostrę bronił. Nie była zazdrosna. Była zła na siebie za to, że tamtego wieczoru coś pomiędzy nimi skoczyło. Jakby iskra. Od tamtego czasu zmieniła swój pogląd na wampiry i jest dla nich miła. Z wyjątkiem Lottie, dla niej nigdy nie będzie miła.
- A jeśli wspomnę?
- Na dzisiaj skończyłem.- wstał, zabrał książkę i wyszedł normalnym tempem z pokoju. Zostawił ją samą. Nie chciał mieć z nią nic wspólnego po tym czego się domyśla. Irytowała go, denerwowała. Jednak między nimi coś styknęło. Coś, czego nie można wytłumaczyć.
           Nagle pojawiła się przed nim jego młodsza siostra. Była bardzo poważna. Nie taka jak zawsze w jego towarzystwie, więc coś musiało się stać. Zmartwił się.
- Eden, możemy porozmawiać?
- Jasne.
           Weszli do jego pokoju.
           Ściany były ciemno granatowe, a na nich powieszone były zdjęcia i plakaty różnych zespołów muzycznych. Był tu komputer, pianino, wielkie łóżko i cała ściana szaf. Pokój zwykły jak na niezwykłego wampira. Usiedli obok siebie na łóżku.
- Co łączy cię z tą dziewczyną?- spytała cicho, jakby bała się, że zostanie za to skarcona. Bała się usłyszeć odpowiedzi, chociaż już ją znała. Przynajmniej miała podejrzenia.
           Eden westchnął głęboko i spojrzał na swoją siostrę. Była zagubiona, ale poważna. Czekała na odpowiedź patrząc przed siebie, a ręce położone miała na swoich kolanach. Pierwszy raz przy nim zachowywała się tak sztywno i poważnie. Nie śmieją, nie przytulają, nie bawią, nie denerwują. Kompletnie nic.
- Lottie wiem, że trudno ci to zrozumieć. Przynajmniej teraz i że nie będzie ci się to podobało, po tym co przeszłaś... po tym co przeszliśmy. Ale między nią a mną coś przeskoczyło. Nie mam pojęcia co. Kompletnie nie wiem o co tu chodzi. Moje ciało mówi, że to właśnie ona, ale nic poza tym. Jestem z nią związany krwią. Tak po prostu. Nie czuję do niej miłości, ale moja krew reaguję na nią i czasami trudno jest się temu oprzeć. Lottie, nie bą...- ale jej już nie było. Zniknęła. Nie lubił jej sztuczek z rozmywaniem się w powietrzu i przenoszeniem tam gdzie ona chce. To dar dany przez jej matkę Gaję. Mimo to podziwiał, jaką moc miała mama Lottie. Dała jej wszystko, dała jej cząstkę siebie przez co sama jest słabsza. To samo zrobił Kronos. Czasami zastanawiał się, czy to przypadkiem nie Lottie powinna być głównym Bogiem na Olimpie. Ma moc większą od wszystkich bogów i tytanów. Podziwiał ją, ale tak samo martwił się o jej życie. Jest narażona na wszelakie niebezpieczeństwa, ale potrafi się bronić. Już potrafi.
          Zszedł na dół, do sali balowej. Lottie właśnie tańczyła z Oscarem. Spojrzała na niego z nad ramienia brata i odwróciła od razu wzrok. Musiała sama to przemyśleć i pogodzić, że jest z kimś związany. Nie z kimś, a człowiekiem.
- Lottie idziemy potem na polowanie, idziesz z nami?- zapytał Fernando, który wyczuł napięcie między nimi wszystkimi.
- Jasne.- uśmiechnęła się i odeszła od Oscara, dygając. Zaśmiali się i wyłączyli muzykę. Zachowywali się znowu jak wampirze dzieci. Eden stał oparty o ścianę i przyglądał się im. Zawsze był poważniejszy od innych, uczestniczył w ich zabawach, ale podchodził do wszystkiego z dystansem.
- Ona nie jest sobą.- usłyszał obok siebie głos młodszego ze swoich braci. Przeniósł leniwie wzrok na Oscara i uśmiechnął się smutno.
- Może na tym polega jej problem, że już dawno nie była sobą.
- Księżniczko, królowa prosiła abym przyszła po księżniczkę.
           W sali balowej pojawiła się jedyna dama dworu ich matki- Lucy. Jest nimfą. Unosiła się kilka metrów nad ziemią, a jej włosy okalały delikatne rysy twarzy. Dziewczyna pokiwała głową ze zrozumieniem i ludzkim krokiem ruszyła w kierunku sypialni matki. Nie chciała pokazać, że się denerwuję, ale tak na prawdę gdy wyszła z pomieszczenia w którym była reszta, wykorzystała swoją "super prędkość" i stanęła pod jej drzwiami. Zapukała delikatnie. Drzwi otworzyły się przed nią. Okna były zasłonięte, a jej matka siedziała na wielkim łożu. Była prawie przezroczysta, przez swoją chorobę. Uśmiechnęła się do swojej córki i poklepała miejsce obok siebie. Zazwyczaj rodzice nie okazywali im uczuć, ale zdarzało im się. Najczęściej mamie. Kochała wszystkich tak samo, jej serce pomieściło każdego. Dlatego chyba została królową.
- Jak się czujesz mamo?
- Nie najlepiej. Po to również cię zawołałam. Ale najpierw może powiedz, jak radzicie sobie z panną Lerman? Z tego co mówił mi wasz ojciec, nie jest skora do nauki i wysłuchania, szczególnie ciebie. Pokłóciłyście się?
- Nie. Ona jest człowiekiem. Nienawidzi wampirów i brnie w to dalej, dlatego nie słucha nikogo.
          Kobieta odgarnęła kosmyk włosów z czoła córki i założyła jej go za ucho.
- Jesteś dla niej nie miła, Lottie.
- To nie prawda!
- Widziałam.
          Pierwotni mieli dar, nie każdemu się to jednak podobało. Jeśli chcieli, poprzez jeden dotyk wiedzieli wszystko o danym przedmiocie lub człowieku. Odczuwają ich odczucia, ale również ból. Dotykając martwego człowieka, doświadczyli ból jego śmierci dowiadując się jak umarł. Z tego co wszyscy wiedzieli, królowa tylko raz wykorzystała tego daru na martwym. Na własnym ojcu. Nikt nie wiedział jak umarł, a ten sekret do dzisiaj skrywa własnie ona. Nie lubi o tym rozmawiać. To jedyna rzecz, jaka ją denerwuję i zasmuca tak na prawdę.
- To nie tak, że jestem dla niej nie miła. Ja nie potrafię być dla niej miła, jeśli zachowuję się tak jak się zachowuję.
- Może jesteś dla niej za ostra? Spróbuj być miła.
- Kiedy ona nic nie rozumie! Zapiera się nogami i rękami przy swoim człowieczeństwie, chociaż dobrze wie, że nie jest człowiekiem i nie będzie. To już się już nie zmieni, trudno. Jest córką Hermesa, niech przyjmie to do wiadomości. Ona jednak tymczasem skupia się na Edenie, nie na nauce. To nie w porządku, kiedy wszyscy staramy się ją chronić. Ja już czasami nie mam siły, mamo. Zastanawiałam się nad odwiedzeniem rodziców na Krecie. Do tego to mnie doprowadziło. Męczę się i nie wiem ile jeszcze wytrzymam.
         Królowa objęła ją ramieniem i pogłaskała po włosach. Czuła co przeżywa jej córka i to uczucie ją martwiło. Od jakiegoś czasu nie była sobą, wszystko się zmieniło i każdy to rozumiał. Ale czas stanąć na nogi i zacisnąć pięści.
- Rozumiem, wszystko się komplikuję w jednym czasie. Ale pomyśl o mnie i o tacie. Nie chcemy aby coś się stało wam. Nie ważne, że was nie urodziłam. Ważne, że kocham was jak własne dzieci. Oboje was kochamy i pragniemy, abyście byli bezpieczni.
        Westchnęła cicho i przygładziła niewidzialną fałdkę na jej granatowej spódnicy.
- Dlaczego mnie wezwałaś? Potrzeba ci czegoś?
- Jak wiesz, choruję i jest gorzej. Wybrałabyś się z którymś  z braci na Olimp i przynieślibyście mi nektar?
- Ale mamo, mamy nektar. Codziennie go pijemy przecież. Wraz z krwią.
- Lottie, pijesz nektar dla bogów. Nie ten uzdrawiający.
- Rozumiem. Oczywiście, pojadę z Edenem. Przy okazji porozmawiam  z pewnym posłańcem, który sprowadził na mnie miesiące męczarni.- ostatnie zdanie mruknęła pod nosem i za pozwoleniem matki wróciła do sali balowej. Tam niestety nie znalazła brata. Znalazła go w salonie z telewizją, a koło niego siedziała Claudia. Nie dobrze jej się zrobiło widząc, jak bezczelnie opiera o niego głowę i jeździ mu ręką po ramieniu, a on nic nie robi. Tym bardziej widziała zdenerwowanego i przygnębionego Oscara. Czy możliwe aby.. nie, na pewno nie. Tak się nie da.
-Chodź Lottie, właśnie oglądamy mecz. Lubisz je oglądać.
- Wszystko jedno. Eden, zbieraj swój boski tyłek bo jedziemy na Olimp. Mama potrzebuję uzdrawiającego nektaru, a ja potrzebuję porozmawiać z Hermesem.- spojrzała kpiącym wzrokiem na brunetkę. Ta zmierzyła ją wzrokiem i jęknęła żałośnie.
        Złapała się za głowę i prawie spadła z kanapy. Lottie wciąż patrzyła na jej twarz, która teraz wyrażała sto odmian bólu. Pierwszy raz robiła jej to w lochach, aby pokazać kto tu rządzi. Nie zrozumiała, będzie musiała przeżyć powtórkę. Oscarowi nie spodobało się to, ale nie mógł się wtrącić. Jego siostra ma zbyt dużą moc i mogłaby zrobić krzywdę również jemu, gdyby chciał jej pomóc. Eden podszedł do blondynki wolnym krokiem i położył jej rękę na ramieniu. W końcu przestała zadawać ból Claudii i spojrzała na brata.
- Wyjeżdżamy teraz. Nie mamy dużo czasu.
- Zaraz w samochodzie. Ja prowadzę.
- Zawsze musisz prowadzić?- skrzyżowała ręce na piersi.
- Zawsze. Mnie przemieniono w wieku dwudziestu lat, a ciebie w piętnastu. - pocałował ją w skroń i wyszedł, kiwając głową w stronę reszty. Po chwili już ich nie było.

          Minęły dwa dni, odkąd Claudia całe dnie spędza z Oscarem na nauce i rozmowach. Lubiła poznawać z nim starożytną Grecję, to było coś zupełnie innego od tego z Edenem. Eden chciał aby umiała wszystko od razu, a Oscar uczył ją cierpliwości. Nigdy wcześniej nie spotkała kogoś tak cierpliwego. Kiedy czegoś nie umiała naprowadzał ją na odpowiedź, przez co umiała wszystkich dwunastu Tytanów. Sama z siebie była dumna.
- Kiedy wrócą z tego Olimpu?- spytała, gdy szli w stronę pokoju dziewczyny. Była już noc, wszyscy pogrążyli się w śnie.
- Zależy co mają do załatwienia. Jeśli jadą po nektar i pogadać z którymś z Bogów to wrócą jutro, a jak jeszcze pojadą gdzieś no nie wiem, coś zjeść...- zmarszczył brwi- to za dwa dni.
- Rozumiem. A czy ten wyjazd jest niebezpieczny?
- Oczywiście. Narażają się na napad potworów i innych upadłych aniołów, ale oboje są wystarczająco silni aby się obronić. Kiedy są razem... to coś niebywałego. Potrafią zrobić wszystko, kiedy są razem.
- Są związani?
- Przywiązani, to lepsze słowo.
         Nie odzywali się przez kilka minut.
- Wszyscy mówicie że. Lottie się zmieniła bo przez coś przeszła. Co to było?
         Wyraźnie posmutniał i zmieszał się. Nerwowo bawił się palcami, zachowywał się bardzo ludzko. To właśnie ujęło w nim brunetkę.
- Nie mogę ci powiedzieć. Wybacz.
- Dowiem się kiedys?
- Pewnie tak.- uśmiechnął się smutno.- To... do jutra.
- Dobranoc.
          Ale żadne z nich się nie ruszyło. Stali w miejscu i patrzyli się na siebie. Oscar nachylił się nad Claudią, trzymając dłonie na jej ramionach. Uśmiechnęła się delikatnie i stanęła na palcach.
- Co to?- mruknął, milimetry od jej ust. Spojrzał na jej szyję i zacisnął usta. Wiedział kto ją ugryzł. Spojrzał na nią kpiąco i zniknął. Wszystko jest jak jakiś straszny sen.

niedziela, 10 sierpnia 2014

6. Przegrana.

Hejka wampirki : )
(Pisany przy albumie Beyonce)
Ostatni rozdział skupiony był na nieodpowiedzialnym zachowaniu Claudii i jej porażce. Niech nie zwiedzie was nazwa rozdziału, bo nie o tej przegranej mowa. Do czego posunie się ludzka dziewczyna? I czy nie zrani się, by nie zostać "mordercą"? Z Oscarem łączy ją niesamowita więź, widzi w nim bratnią duszę, a nie brata snobistycznej wampirzycy. Ten rozdział poświęcony będzie w większym stopniu wampirom i Lottie, która ponownie popisze się wiedzą na temat mitologii i zada Claudii pewne pytanie. 
Pisze mi się bardzo przyjemnie i nie mam problemu z weną, kiedy wszystko mam rozplanowane. Wiem co ma być w danym rozdziale i wszystkim pisarzom/pisarkom polecam, aby napisały co ma być w danym rozdziale w punktach i potem można iść schematem. Nie ma wtedy nudnych rozdziałów i w każdym się coś dzieje (mam nadzieję, iż jest tak u mnie). 
Pytanie rozdziału szóstego: Co sądzisz o wampirzym świecie, przedstawionym przeze mnie? Zmieniłbyś coś? Uzasadnij swoją odpowiedź. 
Następny pojawi się tak jak zwykle, nie za szybko ale to z braku mojego czasu na pisanie. Mam dużo na głowie, a komputer w UK nie sprawuję się dobrze. Jeśli macie czas i lubicie pomagać, to udostępnijcie gdzieś mojego blogga i oczywiście zapraszam do komentowania. 
Miłego czytania, moje pijaweczki : ) Pozdrawiam i życzę wspaniałych wakacji! 




          Zdenerwowała się. Złość wypełniała ją całą. Nie mogła zostać wampirem, tym czego nienawidzi. Wolałaby umrzeć straszną śmiercią, niż stać się pijawką. Krzyknęła zbulwersowana i przewróciła kielichy z wampirzą krwią. Następnie przewraca krzesła i zrzuca wszystko z blatu. Oscar nie zrobił nic, Eden tak samo. Ten starszy stał ze skrzyżowanymi rękom i przyglądał się temu z rozbawieniem. W końcu to nie on będzie tym, czym nigdy nie chciał się stać. 
         Brunetka przewróciła stół i wbiła szybę w oknie, raniąc sobie rękę, ale nic sobie z tego nie zrobiła. Liczyło się tylko wyładowanie złości i zniszczenie czegoś, co po części należało do Lottie Teraz wie, że jej nienawidzi. Jest wyrachowana i okrutna, zupełnie jak jej ojciec. Mimo, że nie interesowała się mitologią grecką to ze szkoły wiedziała, iż Kronos zjadał swoje dzieci i okrutnie traktował żonę- Reję. Był tyranem i okrutnym Tytanem, nie możliwe, że nie przeniósł tego na swoją córkę.
          Z jednej strony okrutny i zły do szpiku kości Kronos, nie znający litości i miłości. Jednak z drugiej strony jest matka ziemi, wypełniona uczuciem- Gaja. Lottie jest wybuchową mieszanką, jest jak bomba zegarowa, która w każdej chwili może wybuchnąć. Nikt nie chciałby być świadkiem tej eksplozji, a zegar tyka coraz szybciej. 
         W końcu w kuchni pojawia się Paula i widząc chaos w niej panujący, spogląda złowrogim spojrzeniem na chłopaków i zjawiła się szybko przy brunetce, dotykając jej ramienia. 
- Claudia uspokój się! - krzyknęła i złapała ją za oba ramiona. Spojrzała w jej oczy, a źrenice stały się przezroczyste. Uśmiechnęła się lekko i ponownie kazała jej się uspokoić. Brunetka ostatni raz spojrzała na bałagan, który zrobiła w kuchni i wyszła razem z Claudią. Usiadły na kanapie w salonie. Oscar zjawił się chwilę po nich, a Eden standardowo zniknął. Na brzuchu i na udach miała dużo siniaków, ponieważ zeszła w dość nie kompletnym stroju ale teraz nie było to ważne. Mogła zmienić się w wampira w każdej chwili. A jeśli oni na siłę zrobią jej krzywdę, aby stała się jedną z nich? 
- Nienawidzę jej!- krzyknęła, kopiąc stolik do kawy, który miał cztery nogi. Pewnie został naprawiony albo wymieniony na nowy. 
- Uspokój się!- zawtórowała jej Paula, kładąc władczo ręke na nogach, aby przestała kopać wszystko co popadnie. 
- Claudia daj spokój, za dwa dni to minie i nie bedziesz musiała bać się o to czy zostaniesz wampirem.- dodał Oscar, ale zignorowała próby załagodzenia sprawy. Lottie zrobiła to specjalnie tylko po to, by zemścić się za wyzwiska w sali balowej. 
- Zrobiła to specjalnie! Jak to możliwe że z nią rozmawiacie!
- Ona nie jest taka, chciała pokazać ci, że musisz jej słuchać bo wie o wiele więcej od ciebie. Claudia szanuj ją, a ona będzie szanowała ciebie.
          Spojrzała na Oscara otępiałym wzrokiem. Jak ma szanować wampirzycę, która zabija gatunek, którym sama kiedyś była? Jak ma szanować kogoś, kto prawie zmienił ją w to czego nienawidziła? Porwano ją i uwięziono! Nie ważne, że dowiedziała się prawdy, mogli załatwić to mniej krwawo i brutalnie. Zemdliło ją na myśl o tym, że piła krew Lottie. Najgorsze jest to, że jej to smakowało. 
-Dziwka.- mruknęła, gdy w pokoju zjawiła się spokojna i opanowana blondynka. Uśmiechnęła się na obelgę, rzuconą w jej stronę. Dużo razy słyszała takie epitety określające jej osobę, ale nie bolało jej to. Sama znała swój charakter i nie będzie zmieniać go dla ludzi. Dla swojego posiłku.
          Brunetka zerwała się z miejsca, czego Paula nie mogła zauważyć. Zamachnęła się do Lottie, co ułatwiał jej wzrost. Przez chwilę myślała, że ma przewagę. Chciała uderzyć ją w twarz, ale ktoś złapał ją za nadgarstek i odciągnął do tyłu. Mocno. Szarpnęła się i spojrzała na Edena, który brutalnie ściskał jej rękę. Jego oczy przypominały teraz tęcze. Przewijały się wszystkie kolory. Nie mogła oderwać wzorku od jego twarzy, która była tajemnicza a zarazem piękna.
- Skręciłeś jej nadgarstek.- westchnęła blondynka.- Cały czas robi sobie krzywdę, co będzie jutro? Złamiesz nogę podczas schodzenia ze schodów?
- Musicie ją wszyscy bronić? Biedactwo samo tego nie potrafi?!- krzyknęła. Nagle po schodach zszedł król. Paula i pokojówki skinęli głowami, rodzeństwo nie zrobiło nic. Nie musieli okazywać mu szacunku za każdym razem, gdy go widzieli. Po prostu mieli go w sercach. 
- Co to za krzyki? Wasza matka martwi się o to co dzieje się na dole. Jest zmęczona i nie ma siły by zejść na dół, więc wysłała mnie. Z tego co wiem, panno Lerman, namieszała sobie pani już wystarczająco. Złamała pani daną mi przysięgę. 
- Nic nie przysięgałam.- warknęła i wyszarpała się z uścisku Edena, stając samodzielnie. 
          Uśmiechnął się łagodnie, zupełnie nie przypominając sukuba z ich ostatniego spotkania, gdy się nią pożywił i nie chciał zezwolić na obecność Edena  w zamku. Ale widocznie się zgodził. 
- Owszem, widocznie nie znasz zasad panującym w naszym zamku. Myślałem, że moja córka powiedziała ci je w całości.
- Gdyby można było z nią normalnie porozmawiać, to za tydzień zostałaby przewieziona do obozu w Rzymie albo w Paryżu, ale ona nie rozumie jakie niebezpieczeństwo może na nas wszystkich sprowadzić.
          Obrzuciła Lottie kpiącym spojrzeniem. Nie będzie słuchała kogoś takiego jak ona.
- Jesteś zadziwiająca, Claudio Lerman.- powiedział z błyskiem w oku i stanął obok niej, dotykając jej twarzy.- Zupełnie jak mężczyzna, który cię wychował.
- To mój tata.
- Jak wolisz.
          Odszedł kawałek i splótł ręce za plecami. Miał na sobie czarny garnitur i koronę na głowie. Ciekawe, czy zawsze musi w tym chodzić. Kiedy pierwszy raz go widziała był w dżinsach i bez niej na głowie. Obserwowała każdy jego ruch, jakby miał zaraz ponownie przygnieść ją do ściany i pożywić się. Wtedy na pewno wyssałby jej duszę, w końcu zwyzywała jego córkę.
- Mogłabyś przejść się ze mną? Chciałbym ci coś uświadomić. Wy moglibyście zająć się sprawami zamku. W końcu ja wszystkiego nie mogę robić, a ktoś będzie musiał podjąć władzę po mojej śmierci.- spojrzał na nich dumnym wzrokiem i poklepał Edena w plecy.
         Jakby już wiedział, kto przejmie po nim władzę. Dlaczego nikogo to nie dziwiło? Brunetka powolnym krokiem ruszyła za nim, wciąż ściskając zakrwawioną rękę.
- Zostałaś ranna. Jak to się stało?- weszli powoli na górę, kierując się w stronę pokoju uzdrowiciela. Zamiast tego skręcili  w prawo, w części której nigdy nie odwiedzała. Sama nie chodziła dalej niż do kuchni i salonu, nie licząc jednego wypadu do lasu. Całkowicie towarzyskiego.
- Po prostu rozcięłam sobie dłoń i skręciłam nadgarstek, nic takiego się nie stało.- mruknęła.
         Przepuścił ją w drzwiach. W środku było ciemno, a ją zaczynały przechodzić dreszcze. Może rzeczywiście chciał się nią tylko pożywić, a nie porozmawiać? Dobrze, że to nie boli, ale człowiek mizernieje i odbiera mu się to co w życiu najważniejsze. Nadzieję.
- Valerio, wiedziałem że cię tu znajdę.- w kącie siedziała mała dziewczynka. Bawiła się lalką, a na głowie miała kręcone, rudę włoski. Była blada. Była wampirem. Spojrzała na niego zdziwiona i odrzuciła lalkę za siebie, jakby zaraz miała zostać jej zabrana. Na jej pięknej twarzyczce pojawił się smutny grymas.
- Proszę, nie zabieraj mi lalki, byłam grzeczna.
- Nie zabiorę ci lalki, nie musisz się bać, twoja taty tu nie ma, nic ci się nie stanie. Ale musisz pomóc tej dziewczynie. Boli ją ręka.
          W sekundę dziewczynka znalazła się obok niej i przyglądała jej ranie. Jej oczy zmieniły odcień na krwistą czerwień, ale nie ugryzła jej. Dotknęła jej ręki, a po niej potoczyły się kropelki wody. Poczuła przyjemny chłód pomieszany z mrowieniem, aż musiała przytłumić ciche westchnięcie. Dziewczynka uśmiechnęła się do niej anielskim uśmiechem i podała malutką rączkę.
- Jestem Valeria, moim tatusiem jest Posejdon. A kto twoim?
- Ja nazywam się Claudia. Em moim... moim...
- Hermes, masz oczy jak on i głos! Lubię wujka Hermesa, często przynosi mi prezenty od tatusia.- podskoczyła szczęśliwa i zaklaskała w dłonie, a jej różowa sukienka podskakiwała razem z nią.- Wujku, a czy Claudia będzie mogła się ze mną pobawić?
- Muszę z nią porozmawiać, Valerio.
             Dziewczynka zrobiła smutną minkę i wróciła do kąta, by bawić się swoją laleczką.
- Pobawię się z tobą jutro, dobrze?
- Dobrze!
              Brunetka nie wiedziała, dlaczego zaoferowała jej zabawę. Musiała. Coś ją ciągnęło do tego, by poświęcić jej trochę czasu. Mimo że jest wampirem. Dzieci są cudowne i prawdziwe. Nawet kiedy piją krew. To wyjątek od reguły jej anty sympatii do wampirów. Uśmiechnęła się i wyszła z pokoju. Obok niej pojawił się sukub.
- Valeria cię polubiła. Ostatnimi czasy bardzo mało czasu spędza na dole, bawi się sama albo z pokojówkami. Jest dla mnie jak córka.
- Dużo rzeczy jest dla Pana jak córka.
- Henry. Mów mi Henry. Będzie łatwiej.
                Skinęła głową. Spacerowali własnie po najdłuższym korytarzu jaki miała zaszczyt oglądać.
- Nie traktuj tak Lottie. Nie osądzaj jej. Nie robi nic specjalnie, ale rodzin traktuje jak świętość. Rodzeństwo jest dla niej wszystkim, więc chcę ich chronić. Jest najsilniejsza, kto by się spodziewał po tym co ostatnio przeszła.
- A co przeszła?
- Nie mogę o tym mówić. Jeśli sama o tym nie powie, ja też tego nie uczynię.
                Westchnęła cicho.
- Dlaczego nie chcesz jej wysłuchać? Przydałaby ci się choć odrobina jej wiedzy, nie czułabyś się taka zagubiona.
                 No tak, sukuby czują uczucia innych. Nie zawsze im się to podoba, bo mają szum w głowach. No i wyczuwają odczucia innych w stosunku do samych siebie.
- Nakarmiła mnie swoją krwią! Wie, że nigdy nie chcę stać się wampirem a mimo to dała mi swoją krew!
- Nie specjalnie.- mówił spokojnie. Jak Lottie. Ale był od niej o wiele milszy.
                Claudia przewróciła oczami.
- Słuchaj, powiem tylko tyle, że jest kochana i na prawdę mądra. Musisz dać jej szansę. Daj nam wszystkim szansę, bo chcemy ci pomóc. Zaufaj.- położył jej rękę na ramieniu i zniknął.

                Skoro Lottie jest taka dobra w stawianiu wyzwań i zakładaniu się, to niech zrobi to ponownie. Ta sztuczka z krwią nie powinna być brana pod uwagę, kiedy jest człowiekiem i pierwszy raz na oczy widziała taką ilość wampirzej krwi. Nie wspominając o fakcie, że ojciec wpajał jej, iż jest ona czarna, a nie czerwona. Wykąpana i ubrana zeszła żwawo na dół. Valeria leczyła za pomocą wody. Jej ojcem jest Posejdon, bóg mórz- stąd ten dar. Widocznie uleczyła nie tylko jej rękę ale i nogi, bo mogła chodzić i biegać bez problemu. Z delikatnym uśmiechem wkroczyła do salonu. Oscar leżał na kanapie z ręką na talii jakiejś blondynki. Po chwili rozpoznała w niej Lottie. Fernando usnął na fotelu, a Edena nie było. Spali. Autentycznie zasnęli przed telewizorem. Odchrząknęła cicho. Wampiry mają znakomity słuch, więc wiedziała że to ich obudzi. Tak się również stało. Lottie spojrzała na nią zaspanym i obojętnym wzrokiem i wstała ze swojego brata. Miała odbite jakieś rysy na policzku, ale pogładziła je i zniknęły.
- Zagadka. Chcę.
- Co?- spojrzała na nią wciąż zaspana i wstała na nogi.
- Skoro umiesz się zakładać to zagrajmy w twoją grę i zadaj mi pytanie, na które znasz odpowiedź. Jeśli zgadnę to mnie wypuszczacie, jeśli nie to tu zostanę.
               Ułożyła usta w dziubek i zastanawiała się nad tym pomysłem. Fernando przyglądał się temu w skupieniu, a Oscar dalej spał. Albo udawał że śpi i wszystko słyszał. W tym momencie obchodziło ją jedynie wygranie zakładu z Lottie.
- Jeśli zgadniesz to możesz iść, a jak nie to nie tylko tu zostaniesz ale i posprzątasz kuchnie.
- Zgoda.- wyciągnęła do niej rękę, co zdziwiło wampirzycę. Widocznie tego zwyczaju nie znała. Punkt dla Claudii.
- Słyszałaś kiedyś o lwie, który strzegł wejścia i zadawał ludziom jedno pytanie? Jeśli nie zgadli to nie weszli ale i zostali zjedzeni. W końcu zagadkę odgadł Perseusz, a lew musiał rzucić się z góry.
- Nie słyszałam.- mruknęła i od razu tego pożałowała. Jej szansę na wygraną coraz bardziej się zmniejszały. Do tego nie miała ochoty sprzątać krwi Lottie i wszystkiego co narobiła jednego dnia.
- Co to za zwierzę, które rano chodzi na czterech nogach, w południe na dwóch, a wieczorem na trzech?
                Fernando uśmiechnął się kpiąco. Nie znała odpowiedzi na to pytanie. Mogła od razu zrezygnować, ale przynajmniej udawała, że się zastanawia nad odpowiedzią. Żałowała, że nie interesowała się mitami greckimi i że wcześniej nie poznała odpowiedzi na to pytanie. Ale blondynka doskonale wiedziała o jej nie wiedzy, inaczej nie zapytałaby.
- Idę sprzątać kuchnię. Ale najpierw chcę poznać odpowiedź.
- Jak posprzątasz. Może sama się domyślisz. Wiedz tylko, że i tak jest już za późno. Miłego dnia. Fer, obudź Oscara i powiedz żeby posprzątał opakowania po pizzy.
                Powiedziała miękko do brata i odgarnęła przedramieniem włosy z twarzy.

                Sprzątanie zajęło jej ponad cztery godziny. Dwa razy prawie zwymiotowała, patrząc na plamy krwi i zbite kielichy. Zastanawiała się również nad odpowiedzią i coś jej świtało. Odpowiedź była bliżej, niż jej się wydawało. Kiedy zobaczyła mijającą ją wampirzycę, zrozumiała o co jej chodziło. Dwa razy wystawiła jej ludzkie instynkty na próbę. Chciała ją upokorzyć i wprowadzić w zakłopotanie. Nie ważne, że jej wyszło. Ważne, że domyśliła się. Starła ostatnie zabrudzenie na blacie i pobiegła za blondynką. Zmierzała właśnie do pralni, chyba szła po pokojówkę. Claudia szczerze wątpiła, by księżniczka prała. Na pewno tego nie robiła. Złapała ją za brzeg białej, o rozmiar za dużej koszulki i pociągnęła. Dziewczyna ani drgnęła, ale odwróciła się. Skrzyżowała ręce na piersi.
- Człowiek.- powiedziała twardo Claudia.
- Brawo, ludzka istotko. Jak się domyśliłaś?
- Zgadłam. Po prostu.- wzruszyła ramionami.- Ale powiedz jaki to ma sens? Z tym chodzeniem na ilu nogach?
- Rano jest dzieciństwem, kiedy człowiek raczkuję. Południe dorosłością, gdy człowiek chodzi na dwóch nogach. A wieczór starością, bo człowiek chodzi za pomocą laski.
- Jak Perseusz to zgadł? To cholernie trudne.
- Perseusz był bardzo mądry. Podobny do ciebie.
                  Odwróciła się i chciała odejść, ale brunetka zastąpiła jej drogę. Nie mogła uciekać i ignorować jej pytania, kiedy Claudia chciała poznać odpowiedzi za wszelką cenę. Była coraz bardziej ciekawa i akceptowała swój los. Zaczynało jej się to podobać.
- Dlaczego?
                  Uśmiechnęła się pod nosem i spojrzała w jej oczy.
- On też podejmował decyzje instynktownie.

                   Noc. Noc jest od przemyśleń. Noc jest od myślenia o życiu, od podejmowaniu decyzji. Gdyby Luke nie chciał jej zrobić krzywdy, nie wyszłaby wtedy z domu. Ale czy nie złapali by jej wcześniej? Nie uwięziliby jej później, przy pierwszej lepszej okazji gdy wyszłaby wieczorem do sklepu albo do przyjaciółki? Veronica... Tęskniła za nią. Chciała opowiedzieć o wszystkim, wypłakać się w jej ramię. Dlatego znalazła się w tym cholernym busie. Gdyby nie znaleźli kogoś innego do sprzedawania frytek w KFC to byłaby na wolności. Ale z drugiej strony nie poznałaby swojego losu i żyłaby w przekonaniu, że jej ojciec jest z nią szczery. A przesadził. Okłamywał ją przez cały czas.
                  Czy Perseusz zadziałałby instynktownie i ponownie spróbowałby uciec? Nie pomyślała dłużej. Zrzuciła z siebie kołdrę, założyła buty i w piżamie ruszyła do drzwi. W nocy wejście nie jest pilnowane, i tak nikt tutaj nie wejdzie. Z wyjściem nie ma raczej zbytnich problemów. Zamknęła delikatnie drzwi od swojego pokoju i ostatni raz spojrzała na ten korytarz. Musiała poznać odpowiedzi, ale pozna je w domu. Nawet jeśli oznacza to konfrontację z bratem i ojcem.
                  Było ciemno, nie wiedziała praktycznie niczego. Po schodach schodziła na czworakach, siedząc na nich i zsuwając się. Nie mogła zbiec jak ostatnio, wtedy narobiła wystarczająco hałasu by zostać złapana. Zadowolona wstała i chciała iść w stronę wyjścia, ale odbiła się od czegoś twardego. Czyżby powtórka z rozrywki, panno Lerman? Spojrzała w górę, oczekując się widoku Oscara, ale ona zobaczyła Edena. Stał z założonymi rękami. Taki idealny.
- Mam rozumieć, że wybierasz się na nocną przechadzkę po lesie? Ewentualnie na bieg sprintem do autostrady oddalonej ponad 30 kilometrów stąd?
- Ja.. przepraszam.- wymamrotała, zagubiona  w jego fiołkowych oczach. Nie wiedziała dlaczego, ale nie widziała w nich obrazu Lottie. Widziała coś zupełnie nowego. Jej serce prawie wyskoczyło z piersi, co doskonale słyszał brunet. I podobało mu się to.
- Wydaję mi się, że powinnaś pójść do siebie.
- Kiedy ja nie chcę.- tupnęła nogą. Nie spodziewał się jej tak nieprzemyślanego ruchu. Za chwilę niósł ją do sypialni, zupełnie tak jak wtedy Oscar. Ale on się nie śpieszył i nie rozmawiał z nią. Nie dał posłuchać bicia swojego serca. Ledwo słyszalnego, ale jednak. Spojrzała w górę, jednak przez ciemność nie widziała nic. A on poruszał się pewnie.
- Opór niczemu nie pomaga.
- Nie będę robiła tego czego chcecie.- wyszeptała, dotykając dłońmi jego klatki piersiowej. Czuła się coraz pewniej. Nie przeszkadzało jej to. Jęknął cicho i położył ją na łóżku. Pociągnęła go za sobą, ale ten się nie ruszył. Popatrzył w jej ludzkie oczy.
- Nie.
- Nie lubisz mnie.- stwierdziła cicho, ze smutnym wyrazem twarzy.
- Nie prawda. Nie możesz przebywać w moim towarzystwie sama. To niebezpieczne.
- Dlaczego?
                 Pragnęła dowiedzieć się, dlaczego jest taki tajemniczy. Chciała odkryć jego sekret. Wszystko inne zeszło na dalszy plan, gdy zjawił się on.
- No to niebezpieczne. Nie zadawaj pytań tylko śpij.
- Kiedy ja chcę żebyś tu był.
                  Przygryzł kłem dolną wargę, a jego oczy wyglądały jak krew. Były idealnie czerwone. Usiadła i odgarnęła włosy z szyi. Nie była sobą przy kimś takim jak on. Prowokacyjnie przechyliła głowę, uwydatniając długą szyję. Serce biło jej bardzo mocno, a puls przyśpieszył. Wzrok Edena powędrował w stronę żyłki na jej szyi. Zacisnął szczękę i momentalnie zjawił się przy niej.
- Nie chcesz tego.- wymruczał ostrzegawczo.
- Chcę tego jak niczego innego wcześniej.
                  Spojrzał na jej szyję i oblizał pełne wargi. Bez ostrzeżenia wbił kły w pulsującą żyłę. Krzyknęła cicho, a jego już nie było. Z śladu po ugryzieniu kapały kropelki krwi, a on jej nie wypił. Powróciła ta Claudia, która zadała sobie pytanie. Co ona do cholery zrobiła.

piątek, 8 sierpnia 2014

5. Wyzwanie

Witam moje wampirki :) 
Nigdy nie pisałam informacji ode mnie, będę robiła to teraz przy każdym poście. Będzie to coś w rodzaju zwiastunu rozdziału. Na razie jednak chciałabym opowiedzieć trochę o sobie. Nazywam się Natalia i piszę od czerwca- na razie o piłkarzach. Pewnie wyobrażacie mnie sobie jako szaloną ghotkę, ale przysięgam, że w szafie mam kolorowe ubrania i słucham TMK aka piekielnego i Skylar Grey, zamiast Monsona. Mam za sobą dwa napisane bloggi o Neymarze i Gotze. W tym opowiadaniu, służą mi imiona i wygląd zawodników dla was, bo moje zdolności nie umieją opisywać postaci męskich, nie wiem dlaczego. Pomysł pomieszał się z wielu filmów, takich jak Percy Jackson- opiera się w końcu na zjawiskach mitologicznych, dzieci bogów i mity, chociaż nie ma obozu półkrwi, ani nikt nie ukradł pioruna. Wszystko będzie kręcić się wokół tytanów, to powinno was zaciekawić. Zainspirowała mnie również książka Abigail Gibbs (którą gorąco polecam do przeczytania, można znaleźć na chomikuj jak ja) Kolacja z Wampirem. Lottie to uosobienie Kaspara- mroczna, tajemnicza, nieziemsko piękna wampirzyca, chociaż Kaspar nie był dzieckiem tytanów. Również Eden ma w sobie coś z księcia wampirów i nie tylko tytuł. Cechy charakteru jego i Lottie są bardzo przybliżone do przedstawienia wampira przez Abigail Gibbs. Za to Claudia przypomina Violet, chociaż została sprowadzona do zamku w innej przyczynie i w innych okolicznościach, jednak miłość jaką przeżyję z dwoma wampirami (ciekawe, czy domyślacie się z którymi) będzie również burzliwa jak jej mieszane uczucia do świata wampirów. Wampiryzm w moim wydaniu jest zupełnie inny niż w książce panny Gibbs. Nie skupia ona się na miłości człowieka z wampirem, ale na przeznaczeniu Claudii, który okazuję się półboginią. Nie na niej skupi się również uwaga, bo Lottie wpakuję się w większe kłopoty od niej. Ja wampiryzm przedstawiam, jako zero powodów do dumy, jednak to również wielki dar. Jak powiedziała Lottie w pierwszych rozdziałach- mordercy zabijają dla przyjemności, a wampiry po to, by przetrwać. Dary takie jak zmienny kolor oczu zależnie od humoru, szybkość, siła, nie wstręt przed światłem czy bladość oraz uroda są często spotykane w filmach czy książkach. Ale przyznajcie sami- czy kiedykolwiek spotkaliście się z wampirami półbogami? 
I jak pod każdym rozdziałem zadam pytanie, czyli zachęcam do komentowania nawet z samą odpowiedzią. Jeśli mielibyście czas i chęci, to zapraszam do dzielenia się moim bloggiem z innymi, bo sama nie mam na tyle czasu by rozsyłać do innych pisarzy lub czytelników. Mam wiele na głowie, przeprowadzka, nowa szkoła a potem nauka i rehabilitacje. Piszę aby się odstresować. Zdradzę wam, iż wysyłam moje rozdziały dalej, do ludzi, którzy-mam nadzieję- dostrzegą moją bujną wyobraźnię, bo talentu jako takiego do pisania nie mam, może i jest przeciętny. 
Pytanie rozdziału piątego: Bardziej ciekawi was postać ludzkiej- a jednak nie ludzkiej Claudii czy aroganckiej i obojętnej, ale bez wątpienia wyjątkowej Lottie, która wie o człowieczeństwie zbyt wiele jak na wampira? Która waszym zdaniem powinna być traktowana jako główna bohaterka? A może obie na raz? Uzasadnijcie swój wybór. 
Następny rozdział pojawi się w czasie nie bliższym jak dwa tygodnie. Życzę miłego czytania i zapraszam gorąco do komentowania i obserwowania witryny.
Pozdrawiam i życzę miłego wypoczynku w trumience! : )




          Minęły dwa dni odkąd Claudia dowiedziała się prawdy o swoim pochodzeniu. Nie wychodziła z pokoju, nie pokazywała się przy innych wampirach i zbywała przychodzącego Oscara czy Fernando, któzy chcieli zabrać ją na posiłek. Od dwóch dni leżała i patrzyła się w sufit. Nie wyszła ze swojego pokoju, bo to co się dowiedziała za bardzo ją przytłaczało. Dzisiaj jednak postanowiła dowiedzieć się czegoś więcej o półbogach, ale nie mogła udać się do wampirów, a szczególnie nie do Lottie. Po prysznicu i w czystych ubraniach wyszła na korytarz. Sądziła, że nikt nie będzie przechodził i spokojnie uda się do komnaty królowej. Wydawała się ciepłą i przyjemną osobą, która wie na co się pisała przemieniając dzieci Tytanów. Bo na pewno nie zrobiłby to okrutny sukub.
          Z tego co zauważyła, nie było nikogo w zasięgu jej wzroku ale nie tylko na piętrze. W holu nie kręciła się żadna żywa dusza. No... tutaj jedyną żywą duszą jest ona sama, ale pominęła ten fakt i najciszej jak umiała zeszła po długich, krętych schodach. Zatrzymała się i kucnęła, kiedy usłyszała kroki pod sobą. Pokojówka zmierzała do kuchni i nie wychodziła z niej przez pięć minut. Tak wskazywał wielki zegar nad drzwiami wyjściowymi. Miała bose stopy, więc nie wyda żadnego dźwięku, ale nie pomoże jej to w ucieczce przez las, który otaczał obszar w koło zamku. Pamiętała to, chociaż jechali nocą i działo się to zbyt szybko. 
          Teraz albo nigdy. pomyślała i pognała szybko w stronę drzwi. Teraz wszyscy byli zajęci przygotowaniami na przyjęcie urodzinowe królowej, więc nie było nikogo kto pilnowałby wejście, skoro muszą zabezpieczyć salę balową. Nikt nie pognał za nią, gdy pchnęła masywne i wysokie drzwi. Zdecydowanie opóźniły jej bieg. Zeskoczyła z sześciu stopni i chyba odbiła sobie piętę, ale przez przypływ adrenaliny nie poczuła bólu i dalej biegła. Przy rzece odwróciła się w stronę zamku, podziwiając jego piękno. Wampiry miały gust, ale wciąż byli tym czym byli. Claudia musi dowiedzieć się prawdy. Musi porozmawiać z ojcem. Najbardziej chciałaby dowiedzieć się, że to kłamstwo i że jest już bezpieczna, a łowcy zmierzają do tego zamku by zabić wampirów. Wtedy spałaby spokojnie. Wydawało jej się, że w oknie spostrzegła zarys postaci blondynki, ale jeśli była to ona to nie przejęła się jej ucieczką. Odgarnęła mokre loki na plecy i odwróciła się, ale nie ruszyła. Dała jej szansę ucieczki, tak przynajmniej zrozumiała brunetka, więc zrobiła to. Uciekała przez las ile sił w nogach. Nie czuła zmęczenia, a wzrost wspomagał ją przy biegu. Zaczęła dziękować bogu za swoje umiejętności w sporcie, bynajmniej nie przez jej pochodzenie. Pochodzenie, w które nie wierzyła i nie chciała wierzyć. 
          Minęła jakąś ciemną postać, ale dostrzegła ją jedynie kątem oka więc nie wiedziała czy to tylko złudzenie, czy rzeczywiście ktoś tam stoi i patrzy na nią. Za chwilę zapomniała o czarnej plamie przy wielkiej sośnie i kierowała się na północ. Gdzie pobiegnie- nie wie, ale ma nadzieję, że wystarczy jej sił aby dobiec do drogi, bo wtedy będzie mogła zatrzymać jakiś samochód, a wtedy poprosi ludzi o pomoc. Nie myślała o zmęczeniu i piekącym bólu w stopach, które pewnie zdarte są już do żywego mięsa. Żywego. To się liczy. Jest człowiekiem i nie czuła się nim bardziej niż w tej chwili. Pomyślała o przysiędze sukuba- nic mu nie przysięgała, więc nie będzie miała wyrzutów sumienia. 
          Usłyszała świst obok siebie i odwróciła głowę w tamtą stronę, nie przestając biec. Jednak spotkała się z uderzeniem o coś strasznie twardego i przewróciła się. Nad sobą widziała sylwetkę Oscara, jednego z braci Lottie. Kiwnął do kogoś głową i przerzucił ją sobie przez ramię. Całe szanse na ucieczkę poszły na marne. Krzyczała sfrustrowana i biła go pięściami po plecach, ale i to nie dawało wymarzonych rezultatów. Niósł ją jak worek kartofli, ale była w tym pewna rodzaju czułość. Jakby nie chciał, aby stała się jej krzywda. W miejscu gdzie ją dotykał czuła przyjemne mrowienie, ale zagłuszyła to złość i frustracja. Miała szansę- może ostatnią i zawiodła samą siebie i pewnie czekającą na nią matkę z ojcem. A co powie reszta rodziny na wieść, że została porwana? Podobno nikt inny nie jest łowcą ani nawet nie wie o istnieniu tych istot, chociaż podejrzewa o to dziadka. Nigdy go o to nie pytała i nie wiedziała czy będzie miała szansę. Zaczęła płakać, na wspomnienie o domu i swoim ciepłym pokoju z trofeami za osiągnięcia sportowe. Dopiero co poszła na studia. Tęskniła za zapachem pieczonego kurczaka co niedzielę. Dzisiaj chyba była niedziela, już straciła poczucie czasu. Nie czuła się dobrze, chciała wymiotować i wydała z siebie przeraźliwy pisk. Oscar błyskawicznie posadził ją pod jakimś drzewem i nachylił się nad nią.
- Fer, dam sobie radę. Idź i powiedz pokojówkom, żeby zrobiły jej ciepłą kąpiel. Powiadom Oliviera o wizycie w jego gabinecie, zaraz będziemy.- powiedział szybko do swojego brata. Ten pokiwał powoli głową i zniknął. Jedyne co podobało jej się w wampirach to szybka możliwość poruszania. Przez chwilę była ciekawa nawet, jakie było by jej życie, gdyby poruszała się w mgnieniu oka. 
- Dlaczego mnie złapałeś, zepsułeś wszystko...- wychlipała, i przetarła twarz wierzchem dłoni. Chłopak spojrzał na nią zielonkawymi oczami i usiadł na przeciwko, jakby wcale nie chciała uciec i wydać jego naturę. Przez chwilę nic nie mówił i jedynie bawił się maleńkim kwiatkiem, którego zerwał chwilę wcześniej.
- Wiem, że to musi być dla ciebie trudne, ale nie możemy cię wypuścić. Jedyne czego chcę to ochrona dla mojej rodziny. Jeśli będę miał pewność, że nie wydasz nas i że przez jednego półboga nie zawali się Olimp, to obiecuję, że przekonam Lottie do wypuszczenia ciebie. Masz moje słowo.
          Coś sprawiało, że chciała mu zaufać. Pragnęła jego zaufania, ale to pewnie dlatego, że on wydawał się na miłego, a ona nie miała do kogo się odezwać i podzielić tym co czuję. Nawet nie miała kartki papieru i długopisu, by niczym Elena Gilbert zacząć pisać pamiętnik. Wydawało jej się, że to Lottie jest najmłodsza z nich wszystkich, ale zaraz odzywała się i jej mowa temu zaprzeczała.
- DBO i tak o was wie, więc nic by się nie zmieniło, gdybyście wypuścili mnie teraz. Mój ojciec by was znalazł i zabił, to nic wielkiego, już raz to przeżyliście.
- Twój ojciec nie ma wstępu do zamku przez kolejne dziewięćset dwadzieścia lat. A jeśli będzie próbował, nieśmiertelność zostanie mu odebrane i zmieni się w kupę pyłu. Sądzisz, że to zrobi?- uniósł prawą brew do góry, co ją zawstydziło. Drobny gest, a pokazał jak bardzo głupio zachowywała się brunetka. Przez jej głowę przeszła okropna myśl. Skoro jej ojciec uczył ją nienawiści do wampirów a rzeczywiście nim był to musiał wiedzieć, że nie zestarzeje się a to będzie widać. Wszyscy by to widzieli. Wychodzi na to, że mama znała prawdę- w końcu nigdy nie wtrącała się w ich lekcje fizyczne jak i mentalne. Nie powiedziała im kim jest jej ojciec, tak samo jak nie powiedziała kto jest jej ojcem i naraziła ją na niebezpieczeństwo. Wracając do wampiryzmu jej ojca- skoro uczył jej nienawiści do tych istot to nie miał zamiaru jej przemienić aby żyła wiecznie razem z nim i może matką. Chciał aby umarła. Czy w ogóle może jeszcze nazywać go ojcem? Jeśli to prawda, to będzie musiała jednak przemyśleć jego tytuł. 
- Złapie was, jak będziecie polować. Przecież lubicie poruszać się na Trafalgar Squere.- spojrzała na niego spod byka, wspominając masakrę. Oscar uśmiechnął się smutno. To nie był jego pomysł ,ale nie zaprotestował słowom Fernando i sam przed sobą przyznał, że dobrze się bawił zabijając tych ludzi. Bo to leży w jego naturze. 
- Jest bezsilny. Musiałby być kimś większym niż zwyczajnym wampirem. Nasza pokojówka by go zabiła, bo jest córką Demeter. Ian Lerman jest zwykłym upadłym aniołem, nie mającym racji bytu. Zabił jednego z nas, nie boli cię to? Przez niego Eden... Ah on się zmienił. Twój ojciec zniszczył naszą rodzinę, a mój brat zszedł na wygnanie. Na szczęście ojciec uległ i przywrócił go. Nawet nie masz pojęcia, ile krzywdy wyrządził nam Ian Lerman. 
- Dlaczego Eden przez niego się zmienił?- nie wiedziała czemu zadała to pytanie, ale pomyślała, że tak trzeba. Zainteresował ją już pierwszego dnia, podając jej jabłko. Był jej osobistym Edwardem ze Zmierzchu. No ale w pewnym sensie wcale nie był jej. I nigdy nie będzie, nawet nie pomyślała o związku z krwiopijcą. 
- Powinniśmy wracać do zamku.- westchnął, rzucając kwiatek na bok. 
- Teraz, kiedy chciałam z tobą porozmawiać i dowiedzieć się chociaż w części o co tutaj chodzi? Lottie powiedziała mi tylko tyle, że jestem półbogiem i że mój ojciec jest upadłym aniołem, ale nie wyjaśniła kim oni są. Proszę, powiedz mi...
          Uległ pod naciskiem jej załzawionych, niebieskich oczu. Westchnął cicho i oparł głowę o drzewo. Siedzieli na przeciwko siebie, w bezpiecznej odległości. Nie mógł jej nic zrobić. Widziała jednak, że to co zaraz wypłynie z jego ust nie spodoba się jej...
- Upadli aniołowie są istotami paranormalnymi-dla ludzi, bo dla nas to zwyczajni inni- które zostały strącone, za swoją zdradę. Czyli za zabicie jednego z nas bezpodstawnie lub wyrządzenie krzywdy królestwu i stwarzanie zagrożenia dla gatunku. Odebrano im cechy na przykład wampiryzm czy odebrano możliwość magi. Jednak są nieśmiertelni, bo mają do tego prawo. Wtedy zostają wygnani z królestwa w którym mieszkali i są odsyłani do świata ludzi na wyznaczoną ilość czasu. Potem jest proces i wtedy decydują, czy trzeba się go pozbyć czy przebaczyć. Można również w każdej chwili przeprowadzić egzekucję- odebranie nieśmiertelności. 
          Zupełnie jej się to nie podobało, jeśli jej ojciec rzeczywiście był kimś takim. Coraz bardziej zaczynała w to wierzyć. Nie plątali się, mówili bez zastanowienia i po co mieliby dawać jej jedzenie, ciepły kąt i drogie ubrania, tylko po to by potem ją zabić? 
- Dlaczego Eden się zmienił?
- Bawimy się w zadawanie pytań? Powinniśmy już wracać, Lottie jest zła chociaż pewnie nie pokaże tego przy innych.
- Ona nie pokazuję uczuć nigdy.
          Mruknęła, wstając z ziemi bo wiedziała, że nie doczeka się jego odpowiedzi. Zachwiała się i ponownie upadłaby, lecz silne ramie złapało ją w porę. Bez pytania podniósł ją i ruszył powolnym krokiem w stronę zamku. Nie widziała go jeszcze i nie chciała prędko zobaczyć. Wystraszyła się, przykładając ucho do jego klatki piersiowej.
- Twoje serce bije!- krzyknęła, rozdziawiając usta. 
          Wzruszył ramionami i stwierdził, że to przecież normalne i żeby przyzwyczaiła się do tego, iż wampiry nie są takie jak mówił jej ojciec. Że są zupełnie inne. Poza tym Oscar jak i jego rodzeństwo mają cechy ludzkie. 
- Cóż, Lottie nie wygląda na człowieka. Zachowuje się strasznie w stosunku do was. Jest obojętna. I nie zwraca na was uwagi, nawet na was nie patrzy.
- Dużo przeszła. Nie wnikaj o co chodzi, ale oni z Edenem za dużo przeszli przez ostatni wiek. Martwię się o nią, wszyscy się martwimy. Kiedyś zamek przepełniony był jej śmiechem. Nawet nie wiesz jak dawno się śmiała. Tęsknie za tamtą Lottie- wiecznie uśmiechniętą i zadowoloną z jej losu.
          Odetchnął ciężko, a Claudia zobaczyła zarys zamku. Skrzywiła się, ale może wcale nie będzie tak źle jak myślała? Robiła się coraz bardziej senna, a ból w stopach przeszkadzał jej mocniej. W końcu... w końcu zasnęła.

          Obudziła się umyta i z opatrzonymi stopami. Na sobie miała piżamę. Ciekawiło ją, kto ją wykąpał i przebrał. Miała nadzieję, że nie był to Oscar a któraś z pokojówek, bo jeśli tak to nigdy nie pokaże mu się na oczy. Powoli wstała z łóżka, uważając na stopy. Nie kręciło jej się w głowie, ale miała zakwasy wszędzie gdzie to możliwe. To pewnie przez jej szalony bieg i próbę ucieczki z tego więzienia. Ale przyznaję, że dobrze rozmawiało jej się z Oscarem. Jest całkiem miły i odpowiada na jej pytania. Nie związane z jej rodziną, ale nie jest tak zadufany w sobie jak Lottie.
          Musiała pogadać z Lottie, musiała dowiedzieć się więcej o Hermesie i powodach jakich tu jest, bo ochrona nie pasuję do wampirów, nawet jeśli są dziećmi Tytanów. Pomoc nie leży w ich naturze, od tej zasady nie ma wyjątków.
          Zeszła ostrożnie po schodach, czując ból w poranionych stopach. Nie miała odwagi odsunąć bandaże i opatrunki, aby zobaczyć jak to wygląda, bo pewnie wygląda strasznie. Więc postanowiła zjechać po barierce na schodach. Jak postanowiła, tak zrobiła. Zadowolona z siebie, opierając się o ścianę poszła do sali balowej, w której znajdowała się Lottie. Widok jaki zobaczyła nawet ją rozczulił i uśmiechnęła się delikatnie.
          Eden z Fernando śmiali się i tarzali po podłodze, a wszędzie były serpentyny. Oscar trzymał Lottie na rękach. Oboje się śmiali  i dobrze bawili. Przez chwilę pożałowała, że nie jest ich rodzeństwem, ale wybiła sobie to z głowy. Wampiry trzymały się razem, gardzili ludźmi. Nawet jeśli jej ojciec ją okłamywał, zachowanie pijawek nie ulega zmianie.Nie zauważyli jej nawet, kiedy Lottie zeskoczyła z Oscara i zaczęła się z nim bić na żarty. Po chwili wampir leżał na plecach, a Lottie usiadła na jego brzuchu i zaczęła go łaskotać. Wszyscy się śmiali. Rzeczywiście miała piękny śmiech.
           Brunetka odchrząknęła, chociaż wcale nie chciała im przerywać. Blondynka poprawiła swoją skórzaną spódnicę w pół uda, która odsłaniała szczupłe, ale białe jak ściana nogi. Włosy odrzuciła na plecy i pomogła wstać bratu. Nie spojrzała na Claudie i dalej rozstawiała w sali elegancką zastawę. Brunetka podeszła do niej niepewna, czy może tu przebywać ale nikt jej nie skarcił ani nie zatrzymał, więc poczuła się pewniej. Zatrzymała się kilka kroków za nią i delikatnie dotknęła jej ramienia. Nie chciała na nią krzyczeć, po raz pierwszy jej współczuła i chciała pokazać, że wie iż jest to dla niej trudne, ale nie ma zamiaru zmieniać zdania na temat wampirów. Uśmiechnęła się do niej niepewnie i westchnęła cicho. Lottie uniosła wysoko brew, trzymając w ręce porcelanowe talerze.
- Chciałabym zadać ci parę pytań.
- Czyżby...- prychnęła, pozbywając się naczyń tak szybko, że było to niemożliwe nawet na wampira. Claudia otrząsnęła się dopiero po paru minutach.
- Dlaczego mnie tu trzymacie?
          Odpowiedziała jej głucha cisza. Lottie nawet na nią nie spojrzała. Zmieszana odszukała zestresowane spojrzenie Paulii, która niedługo miała rodzić. Miała wielki brzuch. Jakby było tam co najmniej dziesięciokilogramowe dziecko. Odrzuciła od siebie tę myśl i zadała inne pytanie, ale ono również nie doczekało się odpowiedzi. Zaczynała się irytować, a całe współczucie zeszło z niej jak powietrze z balonika. Zacisnęła mocno pięści.
- Zamierzasz odpowiedzieć mi na jakiekolwiek pytanie?!- prawie krzyknęła.
          Mimo to Lottie nie zwróciła na nią większej uwagi. Uśmiechnęła się pod nosem i dalej rozkładała sztućce. Było tak wiele krzeseł i miejsc do siedzenia, że zmieściłaby się tam cała armia. A może właśnie oni będą gośćmi?
- Jesteś nic nie wartym mordercą! Zachowujesz się jak pępek świata ale ogarnij się w końcu, że nie jesteś najważniejsza! Nie wnosisz nic do tego zamku, ranisz innych. Nic poza tym! Nie wiem jak oni z tobą wytrzymują, jest mi ich żal, że muszą mieszkać z taką suką jak ty. Moje ludzkie instynkty mówią mi, że nigdy nie miałaś przyjaciół, nigdy nie byłaś kochana.
          W następnej chwili usłyszała przeraźliwy świst obok siebie, a potem jej plecy uderzyły o ścianę. Jęknęła żałośnie i upadła na podłogę. Lottie stała w miejscu i patrzyła w jej stronę intensywnie zielonymi oczami. Nie ona ją zaatakowała. Tak skupiła się na osobie wampirzycy, że nie mogła zablokować kolejnego ataku ze strony rozwścieczonego wampira. Poczuła ucisk w gardle. Marco trzymał ją za gardło przy ścianie, a jego oczy nie były czerwone, ale czarne. Bardzo czarne.
- Marco!- krzyknęła Paula i złapała się za brzuch. Ciekawe, czy wampiry też rodzą jak ludzie, czy może dzieci wychodzą... ustami?
- Lottie uspokój go, na miłość Zeusa uspokój go!- krzyczał Oscar, który został zraniony przez blondyna. Wampirzyca powolnym krokiem podeszła do o wiele wyższego od siebie wampira i dotknęła jego ramienia bladą dłonią. Jej oczy miały bladoróżowy kolor, który zastąpiła głęboka czerń.
- Proszę...- szepnęła. Wampiry o coś proszą? Podobno zawsze dostają to czego chcą i nic nie może stanąć im na drodze.
          Marco niemal od razy puścił człowieka i zniknął z sali. Claudia kasłała, w ustach czuła metaliczny posmak własnej krwi. Spojrzała z dołu na Lottie. Była smutna. A Claudia czuła się okropnie. Miała wyrzuty sumienia. Zraniła nie tylko Lottie tymi wyzwiskami, ale i jej bliskich. No bo w końcu kochali ją i nie chcieli, by została obrzucona wyzwiskami. Szczególnie po tej sytuacji, kiedy wszyscy dobrze się bawili. Wszystko zepsułam. pomyślała brunetka i nie myliła się. Każdy w pomieszczeniu myślał tak samo. Uciekła to własnego pokoju, cały czas trzymając się za gardło. 

  Jednego dnia dowiedziała się, że jej ojciec był czymś czego sam nienawidził, że okłamywał ją przez całe życie i że jest córką Hermesa. Jeśli ktoś powiedziałby jej kilka dni temu co stało się dzisiaj- nie uwierzyłaby mu i wysłałaby do czubków. Bo kto uwierzyłby w istnienie bogów greckich, znanych tylko z mitów?
          Leżała w swoim łóżku i poczuła nagły przypływ adrenaliny. Oni sądzą, że już nie czuję się człowiekiem. Widziała to po ich twarzach, więc musi udowodnić, że jest w niej człowieczeństwo. Wcześniej dała im satysfakcje, ale nie tym razem. Zeszła z impetem do kuchni i skierowała się w stronę Lottie. Nalewała do kieliszków czerwony płyn, przypominający wino, ale Claudia wiedziała, że to krew i skrzywiła się. Nie poczuła odpychającego zapachu, co ją zdziwiło.
-Kłamiesz. Wszyscy kłamiecie.- powiedziała, walecznie podtrzymując jej wzrok. Spokojnie postawiła butelkę i zamknęła ją.
- Hm?
- Jestem człowiekiem.
- Czemu sądzisz, że kłamię?- jej oczy przybrały barwę krwistej czerwieni, ale tylko to zmieniło się w wyrazie jej twarzy. Brunetka uśmiechnęła się pewnie i popukała się w miejsce, gdzie bije jej serce.
- To mój dowód.
- Wilkołakom i nimfom też bije serce.- wzruszyła ramionami. W kuchni zebrał się spory tłum, nawet pokojówki oderwały się od pracy i słuchały ich wymianie zdań.
- Wierzę w swoje człowieczeństwo i idę po instynktach, który mówi mi że kłamiesz.
- Człowieczeństwo ci pomaga tak?
          Pokiwała twardo głową, chociaż jej pewność siebie malała z chwilą, gdy blondynka kazała usiąść jej obok siebie. Zrobiła to, nawet nie wiedząc czego. Przecież nie miała im ulegać i nie miała się ich słuchać. Wskazała małą, bladą dłonią na kieliszki stojące na przeciwko nich.
- Pokieruj instynktami i znajdź wino.
- Słucham?- zdziwiła się wyzwaniem, jakie rzuciła jej wampirzyca.
- To co słyszałaś.
          Z grupki wyłonił się Eden, który jak zwykle wyglądał niesamowicie w tej swojej obojętności, prawie tak samo jak Lottie. Brunetka przysunęła do siebie kieliszki. Każdy płyn wydawał jej się winem. Żaden z nich nie cuchnął, ale mogą być to pozory, więc wybrała ten który najmniej czuć było owocami, a więcej alkoholem. Posmakowała go dla pewności i była przekonana, że to wino. Obrzuciła spojrzeniem jednak pozostałe kieliszki i stwierdziła, że to wszystko może być winem, skoro pachnie i wygląda tak znakomicie. Podniosła kieliszek do góry, dokonując wyboru.
- Ty i twoje człowieczeństwo powinniście pogadać. Wszystko tutaj jest krwią. Wampirzą. Moją.- uśmiechnęła się delikatnie i wyszła z kuchni, a za nią powlekła się pozostała grupa. Został Oscar i Eden. Ten młodszy niezręcznie spojrzał na nią.
- Jeśli napijesz się krwi wampira, a w przeciągu dwóch dni twoje życie będzie zagrożone...staniesz się jednym z nas.- wytłumaczył.